Przystojny, zdolny, z charakterystycznym dla Wyspiarzy poczuciem humoru. Przekornie twierdzi, że woli pracować na Starym Kontynencie, bo tam powstają filmy lepsze i ambitniejsze. – W Ameryce kręcenie filmów zostało zastąpione przez ustalanie budżetów i terminów – powiedział Paul Bettany dziennikarzowi brytyjskiego „Guardiana”. – W Europie jest więcej możliwości, żeby zrobić ciekawy film.
W Ameryce narzeka jednak na paparazzich. – Trudno mi to zrozumieć: kiedy proszę, żeby mi zrobili zdjęcie, nie są zainteresowani. Atakują z zaskoczenia, bez polowania nie mają zabawy. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby chodziło wyłącznie o mnie, ale swoją rodzinę muszę chronić – mówi w jednym z wywiadów. Podoba mu się za to, że Amerykanie cenią ludzi ambitnych.
Kariera Bettany’ego w ostatnich kilku latach nabrała rozpędu, m.in. dzięki hollywoodzkim hitom jak np. „Kod Leonarda da Vinci” (2006). Aktor nie obawia się, że zacznie być kojarzony z kinem komercyjnym. – Zbyt łatwo nudzę się pracą, żebym mógł dwa razy zagrać podobną rolę – wyjaśnia.
Urodził się 27 maja 1971 roku w Harlesden, w północno-zachodnim Londynie, w rodzinie o aktorskich tradycjach. Matka wprawdzie szybko zrezygnowała z tego zawodu, zajmowała się wychowaniem dzieci i pracowała jako sekretarka, ale ojciec – Thane Bettany pozostał wierny teatrowi, choć karierę zaczynał jako tancerz.
Paul początkowo nie zamierzał iść w ślady rodziców. Chciał zostać gwiazdą rocka. Ojcu ten pomysł chyba niezbyt się podobał, a ponieważ sam młodość spędził w marynarce, wysłał syna do szkoły morskiej. Ale ten nadal marzył o muzyce, pisał piosenki, a umiejętności estradowe ćwiczył... na Moście Westminsterskim w Londynie. Miał 16 lat, gdy na skutek nieszczęśliwego wypadku zginął jego młodszy brat. To wydarzenie mocno nim wstrząsnęło.