Odmówiłam Spielbergowi, wolałam Kieślowskiego

Z Juliette Binoche rozmawia Barbara Hollender

Aktualizacja: 02.07.2010 17:39 Publikacja: 01.07.2010 17:38

Odmówiłam Spielbergowi, wolałam Kieślowskiego

Foto: Sygma/Corbis

[b]Rz: Bardzo uważnie wybiera pani swoje role. Ciekawa więc jestem, co panią przekonało do projektu Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”?[/b]

[b]Zbliżenie[/b] - [link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej[/link]

[b]Juliette Binoche:[/b]Jakiś czas temu spotkałam polskiego operatora Sławomira Idziaka. Znaliśmy się z czasów wspólnej pracy nad „Niebieskim” Krzysztofa Kieślowskiego. Zjedliśmy razem kolację i spytałam go, czy w polskim kinie pojawili się jacyś interesujący reżyserzy. Odpowiedział bez wahania: Małgosia Szumowska. Potem spotkaliśmy się we trójkę w Cannes, ona opowiadała, że ma nowy projekt. Polsko-francuski. Próbowała się ze mną skontaktować, ale agenci stanowią zwykle trudną do przebycia zaporę. W końcu jednak dostałam scenariusz. Przeczytałam go i wydał mi się interesujący. Pomyślałam, że ten film opowiada o czymś ważnym. O tym, jak zostajemy złapani w pułapkę konsumpcjonizmu, jak utożsamiamy się z systemem wartości zachodniego społeczeństwa.

[b]Gra pani w „Sponsoringu” dziennikarkę francuskiego „Elle”, matkę dwojga dzieci, kobietę o bardzo wysokiej pozycji społecznej.[/b]

Moja bohaterka przygotowuje reportaż o studentkach, które starają się zmienić swoje życie, zarobić duże pieniądze, urządzić się. Te dziewczyny chcą odnaleźć się w świecie napędzanym przez reklamy i wybujałe marzenia. Próbują utrzymać się na powierzchni, pójść za własnymi aspiracjami. Zaczynają więc się sprzedawać. Z zewnątrz wygląda to na łatwe życie, ale cena, jaką muszą zapłacić, jest wysoka. Anne rozmawia z tymi dziewczynami, ale dokonuje też rozliczenia własnego życia. Pomyślałam sobie, że to jest ten rodzaj filmu, który mnie interesuje.

[b]Małgorzata Szumowska mówi, że jej film to również opowieść o kobiecej seksualności.[/b]

Oczywiście. To jest tak ważna część życia, że nie można jej unikać. A Małgośka – tak się chyba w Polsce wymawia jej imię – nie boi się podejmować trudnych tematów. Ma potrzebę, ryzyka.

[b]Lubi pani pracować z młodymi reżyserami?[/b]

Bardzo. Cenię w nich świeżość i nieszablonowość. To, że nie mają jeszcze wiele do stracenia, więc mogą sobie pozwolić na odwagę. A poza tym zdobyłam jako aktorka pewną pozycję i to mnie zobowiązuje, by czasem pomóc innym. Wesprzeć utalentowanych twórców zasługujących na to, żeby rozkwitnąć. Zwłaszcza że Paryż jest miejscem magicznym, które chłonie sztukę i jednocześnie nią emanuje. To fantastyczne miasto, które potrafi twórcę wypromować, wyprowadzić na szerokie wody, popchnąć ku międzynarodowej karierze. Obserwowałam, jak stawali się tutaj mistrzami Michael Haneke, Krzysztof Kieślowski, Hou Hsiao-hsien. Teraz przygotowujemy wspólny projekt z Xia Jang-Ke i mam nadzieję, że szersza publiczność doceni wkrótce tego interesującego reżysera.

[b]Gra pani w filmach reżyserów z całego świata. Lista jest tak długa, że aż trudno wszystkich wymienić. Anglicy Anthony Minghella czy Richard Eyre, Izraelczyk Amos Gitai, Polak Krzysztof Kieślowski, Austriak Michael Haneke, Amerykanie Peter Hedges czy Abel Ferrara, Argentyńczyk Santiago Amigorena, Chińczyk z Tajwanu Hou Hsiao-hsien, Irańczyk Abbas Kiarostami. To świadomy wybór?[/b]

Nie wymieniła pani moich rodaków – Godarda, Techiné’a, Malle’a, a wreszcie Leosa Caraksa, od którego byłam niemal uzależniona. Oczywiście, że to były świadome wybory, ale również mój gust. I przygoda. Teraz bardzo jestem ciekawa spotkania z Chińczykiem Xia Jang-Ke. Ale zapewniam: nie wybieram ról z atlasem geograficznym w rękach. Interesują mnie różni ludzie, różne kultury, różne spojrzenia na świat. I oczywiście różne osobowości twórców.

[b]Czasem mówi się, że wielcy artyści nie mają narodowości, że jest „planeta Bergman” albo „planeta Fellini”, „planeta Wong Kar-Wai”, a nie Szwed Ingmar Bergman, Włoch Federico Fellini, Chińczyk Wong Kar-Wai. Pani się z tym zgadza?[/b]

I tak, i nie. Tak, bo liczą się osobowości. Nie, bo oni jednak zostali jakoś ukształtowani przez świat, w którym wyrośli, dojrzewali i żyją. Często są zupełnie inni. Haneke mieszka w Wiedniu, ma niemieckiego dziadka, jest uporządkowany, wszystko ma poukładane, wszystko bardzo sumiennie kontroluje. Zupełnie inaczej odbiera świat niż na przykład mieszkający w Iranie Abbas Kiarostami czy Chińczyk z Tajwanu Hou Hsiao-hsien. Ten ostatni najwyżej ceni sobie w sztuce wolność. Jest jednym z tych reżyserów, w których aktor się zakochuje. Po pracy z nim każdy inny realizator musi wydać się tyranem zabierającym aktorowi jego swobodę.

[b]Znam aktorów, którzy chcą być przez reżysera bardzo dokładnie prowadzeni.[/b]

Moi rodzice związani byli z teatrem i ja – jako młoda dziewczyna – nie wyobrażałam sobie, że też stanę się członkiem jakiejś trupy – takiej wielkiej rodziny, która razem tworzy spektakle, gdzie każdy jest po trosze aktorem, reżyserem, scenografem, kostiumologiem. Potem, gdy okazało się, że moje zawodowe życie związane jest głównie z kinem, trochę instynktownie szukałam na planie spełnienia tamtych marzeń. Nie było to łatwe, bo reżyserzy filmowi zazwyczaj nie lubią dzielić się władzą. Ale właśnie Hou Hsiao-hsien, z którym pracowałam niedawno przy „Podróży czerwonego balonika”, należy do wyjątków.

[b]Podczas ostatniego festiwalu w Cannes promowała pani „Copie conforme” – pierwszy europejski film innego przedstawiciela kina azjatyckiego, Irańczyka Abbasa Kiarostamiego.[/b]

Bardzo lubię ten film. Może dlatego, że zadaje mnóstwo pytań, nie dając na nie odpowiedzi? Dotyka spraw podstawowych, m.in. relacji między kobietą i mężczyzną. Pokazuje otwartość i swego rodzaju bezbronność kobiety oraz asekuranctwo mężczyzny, który chroni się za tarczą swojego intelektu.

[b]Co daje praca z różnymi indywidualnościami?[/b]

Wielką radość. Możliwość spojrzenia na świat ich oczami, odszukania w sobie czegoś, czego istnienia sami nie podejrzewamy. Spotkania z interesującymi artystami bywają bardzo twórcze. Teraz czekam na spotkanie z Małgośką. Mam wrażenie, że ona ma podobne podejście do sztuki jak bardzo ciekawi polscy reżyserzy teatralni – Krystian Lupa czy Krzysztof Warlikowski. Chce dojść do tego, co się dzieje między ludźmi i w ludziach.

[b]Pani najważniejszym polskim spotkaniem była oczywiście współpraca z Krzysztofem Kieślowskim. Jak pani dzisiaj ją wspomina?[/b]

To było bardzo ważne spotkanie. Myśmy do siebie pasowali. Łączyło nas podejście do świata, do życia. Dobrze czuliśmy się razem. Bardzo dużo rozmawialiśmy. Krzysztof miał niezwykłą osobowość. Doskonale wiedział, co chce poprzez film powiedzieć. Nie ilustrował historii, raczej ją malował. Bardzo precyzyjnie i dokładnie. Każde ujęcie miało swoje znaczenie.

[b]Podobno, żeby zagrać w „Niebieskim”, zrezygnowała pani z roli w filmie Stevena Spielberga.[/b]

To nie była łatwa decyzja, bo bardzo chciałam ze Spielbergiem pracować. Ciekawił mnie, wiedziałam, że spotkanie z nim, nawet na planie „Jurassic Park”, może być dla aktora interesującą przygodą. Ale terminy zdjęć kolidowały z harmonogramem „Niebieskiego”, a ja byłam zdeterminowana, by w tym filmie zagrać. Długo czekałam na spotkanie z Kieślowskim. Mieliśmy razem robić „Podwójne życie Weroniki”, ale jak zaczynały się zdjęcia, ja byłam zajęta, a Kieślowski na mnie nie poczekał. Potem, kiedy oglądałam na ekranie Irene Jacob, zazdrościłam jej. Miałam nieomal wrażenie, że to ja bawię się na ekranie tymi marionetkami. Ta rola wyjątkowo do mnie pasowała. Potem mu zresztą w żartach powiedziałam, że popełnił błąd, zaczynając zdjęcia beze mnie. Nie mogłam dopuścić, żeby ta sytuacja się powtórzyła. Odmówiłam Spielbergowi, wiedząc nawet, że szansa pracy z nim może się po raz drugi nie pojawić.

[b]Dzięki temu zamiast uciekać przed dinozaurami zagrała pani kobietę, która nie może sobie poradzić z życiem po stracie męża i córki. To chyba jedna z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących kreacji w pani filmografii.[/b]

Nigdy swojej decyzji nie żałowałam.

[b]Hollywood pani nie pociąga? To tam zdobywa się wielką sławę i wielkie pieniądze.[/b]

Wielka sława i wielkie pieniądze nigdy nie były moim celem. Kino jest dla mnie próbą rozmowy z widzem i poznania samej siebie. Magicznym instrumentem, który potrafi oddziaływać na ludzką wrażliwość. W Stanach zawsze poprzedzają moje nazwisko określeniem „Oscar winner” – laureatka Oscara. Ja nie będę kokietować nikogo opowiadając, że ta statuetka nie sprawiła mi przyjemności. Ale ona była zwieńczeniem mojej pracy, nie celem. I myślę, że podobnie myśli wielu twórców europejskich.

[b]Dlatego nie przeprowadziła się pani jako owa „Oscar winner” do Stanów?[/b]

Ja się w Los Angeles czuję obco. Nie lubię też hollywoodzkiego stylu życia. Nie chodzę na bankiety, chronię swoje życie prywatne, a przede wszystkim swoje dzieci. Także dlatego nie zamieszkałabym w Ameryce ani w Anglii. We Francji prawo nie zezwala fotoreporterom robienia ludziom zdjęć z ukrycia, na ulicy.

[b]Wracając do polskich spraw: ma pani podobno w żyłach odrobinę polskiej krwi.[/b]

Miałam babcię Polkę, która wyszła za mąż za Flamanda i po wybuchu wojny wyjechała do Francji. Ona była bardzo ważną osobą w moim życiu. Pierwszą aktorką w naszej rodzinie, bo w młodości występowała w teatrze w Częstochowie. Zresztą do późnych lat lubiła śpiewać i tańczyć, była bardzo pogodna.

[b]Ten sentyment to może jeszcze jeden powód, dla którego po raz kolejny zdecydowała się pani pracować z polskim artystą? Czego się pani po tym spotkaniu spodziewa?[/b]

Jestem bardzo Małgośki ciekawa. Czuję, że pod pewnymi względami jesteśmy podobne. Krzysztof Kieślowski miał w sobie ogromną pasję, ale jednocześnie był człowiekiem, który potrafił powiedzieć: „Jest wystarczająco dobrze”. Ja tego nie umiałam. Zawsze chciałam więcej, lepiej. I to nas chyba łączy z Małgosią Szumowską. Mam wrażenie, że ona jest równie bezkompromisowa jak ja.

[ramka][srodtytul]Juliette Binoche[/srodtytul]

Podczas festiwalu w Cannes, w maju br., odebrała nagrodę dla najlepszej aktorki za rolę w filmie Abbasa Kiarostamiego „Copie conforme”. A wkrótce po powrocie z Lazurowego Wybrzeża zaczęła w Paryżu zdjęcia do filmu „Sponsoring” Małgorzaty Szumowskiej.

Urodziła się w Paryżu w 1964 roku, w rodzinie artystów. Aktorstwo studiowała w paryskiej Conservatoire. Jej pierwsze ważne filmy to „Bądź pozdrowiona, Mario” Jeana-Luca Godarda i „Rendez-vous” André Techiné, ale w pełni zaistniała na ekranie dopiero u Leosa Caraksa – w „Złej krwi” zagrała platoniczną miłość głównego bohatera, w „Kochankach z Pont Neuf” – „panienkę z dobrego domu” zakochaną w kloszardzie. Potem przyszły następne kreacje: w „Nieznośnej lekkości bytu” Phila Kauffmana, „Skazie” Louisa Malle’a, a wreszcie w filmie „Trzy kolory. Niebieski” Krzysztofa Kieślowskiego, gdzie stworzyła postać młodej kobiety obolałej po stracie córki i męża. W 1996 roku dostała Oscara za rolę kanadyjskiej pielęgniarki opiekującej się umierającym żołnierzem w „Angielskim pacjencie” Anthony’ego Minghelli. Grała też w filmach: „Kod nieznany” oraz „Ukryte” Michaela Haneke, „Czekolada” Lasse Hallstroma, „Country of My Skull” Johna Boormana, „Mari” Abla Ferrary, „W zawieszeniu” Amosa Gitaia, „Pewnego lata” Oliviera Assayasa.

Juliette Binoche mieszka w Paryżu, ma dwoje dzieci: 16-letniego syna Rafaela i dziesięcioletnią córkę Hannah.[/ramka]

[i]W zawieszeniu

12.30 | cinemax | piątek

20.00 | cinemax 2 | piątek

Zakochany Paryż

10.10 | filmbox extra | wtorek[/i]

[b]Rz: Bardzo uważnie wybiera pani swoje role. Ciekawa więc jestem, co panią przekonało do projektu Małgorzaty Szumowskiej „Sponsoring”?[/b]

[b]Zbliżenie[/b] - [link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej[/link]

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali