Trzeba przejrzeć się w tym lustrze

Arnold Rawls | Amerykański tenor o tym, dlaczego wystąpi w operze polskiego kompozytora i kim jest Izmael w „Moby Dicku".

Aktualizacja: 17.06.2014 19:50 Publikacja: 17.06.2014 19:49

Trzeba przejrzeć się w tym lustrze

Foto: Rzeczpospolita

Co pan robi, gdy po raz pierwszy bierze do ręki partyturę nieznanego utworu jak „Moby Dick"?

Arnold Rawls : Doznaję uczucia przerażenia i zaczynam się zastanawiać, dlaczego zgodziłem się wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Oczywiście, przesadzam, ale w przypadku „Moby Dicka" przeraził mnie ciężar trudnego zadania, jakiego się podjąłem. Dopiero gdy po raz pierwszy usłyszałem partię orkiestry, całkowicie zmieniłem zdanie. ?To bardzo piękna, romantyczna muzyka.

Dlaczego przyjął pan propozycję, nim obejrzał nuty?

Zadzwonił do mnie do Szwajcarii Gabriel Chmura i zaczął namawiać, twierdząc, że partia Izmaela będzie dla mnie idealna. Pracowaliśmy już razem, wystąpiłem z nim m.in. w „Requiem" Verdiego czy w „Aidzie" pod jego dyrekcją w Teatrze Wielkim w Poznaniu, w przyszłym sezonie planujemy „Rycerskość wieśniaczą" oraz „Pajace". Mamy ?do siebie zaufanie.

Czytał pan powieść Melville'a?

Tak, jeszcze w szkole, Herman Melville należał wtedy do moich ulubionych pisarzy. To był więc także jeden z powodów, dla którego zainteresowałem się tym projektem.

Sądzi pan, że ta powieść może być dzisiaj aktualna?

Jak najbardziej. Mój bohater Izmael jest niczym biblijny prorok obserwatorem zdarzeń, podsuwającym ludziom lustro. Gdy spojrzymy w nie, zobaczymy siebie samych z naszymi ambicjami i dumą. O tym, że jest to opowieść ważna i współcześnie, świadczy fakt, że niemal w tym samym czasie powstały dwie opery według „Moby Dicka". Tę drugą skomponował Jake Heggie, premiera odbyła się w 2010 roku w Dallas Opera.

A przecież powieściową materię Melville'a trudno przenieść do opery.

Gdyby chciało się zachować wszystkie wątki tej historii, powstałoby dzieło obszerniejsze niż „Pierścień Nibelunga" Wagnera, zwłaszcza że Izmael wnikliwie opowiada kolejność zdarzeń. Eugeniusz Knapik nie chce opowiadać, stara się zaś pokazać, co zdarzyło się na statku Ahaba. Jestem pod wrażeniem waszego chóru, który odgrywa tu ważną rolę.

Powiedział pan, że partia Izmaela jest trudna. Czy dlatego, że to ogromny materiał do opanowania, czy też morderczy wysiłek dla głosu?

To jest partia na ten rodzaj głosu, który Niemcy nazywają młodzieńczym tenorem bohaterskim. Wymaga wysokiego śpiewania jak w operach Richarda Straussa, choćby Bachus w jego „Ariadnie na Naxos".

Lubi pan w ogóle muzykę współczesną? W pana karierze dominują wielkie role w operach Verdiego: Manrico w „Trubadurze" czy Radames w „Aidzie".

Bo uwielbiam Verdiego, tak zresztą jak Straussa. Opera Knapika mnie wciągnęła, ponieważ ma ukrytą melodyjność, trzeba zagłębić się w partyturę, by ją odkryć, ale to fascynująca praca. Nie będę udawał, że znałem wcześniej twórczość tego kompozytora. Gdy otrzymałem propozycję od Gabriela Chmury, zacząłem szukać w internecie i znalazłem cykl pieśni na sopran. Spodobał mi się ten sposób wrażliwości na głos, romantyczny klimat muzyki, choć jak powiedziałem, Knapik stawia wykonawcom wysokie wymagania. W „Moby Dicku" nie ma łatwych ról, jestem pełen uznania dla moich polskich partnerów.

Przygotowując się do występu ?w operze Verdiego, może pan sięgnąć do wielu nagrań. Tym razem nie ma się na kim wzorować.

I to jest fantastyczne. Może mojego nagrania będą słuchać następni wykonawcy? Można powiedzieć, że próbujemy tworzyć historię, jeśli „Moby Dick" się spodoba, z pewnością przyjdą kolejne inscenizacje.

Miał pan wcześniej jakikolwiek kontakt z muzyką polską?

Absolutnie nie. A muszę się przyznać, że w mojej ?rodzinie są przodkowie pochodzący z Polski, tak więc ?z ogromnym zainteresowaniem ?tu przyjeżdżam. To po Poznaniu ?moja druga wizyta, inna od poprzedniej, Warszawa różni się ?od Poznania.

Eugeniusz Knapik jest obecny ?na próbach?

Ma dopiero przyjechać. Obawiamy się, czy nie będzie chciał wprowadzić wielu poprawek, mam nadzieję, że nie. Chyba byśmy mu nie pozwolili, bo czasu jest mało. Bardzo wciągnąłem się w tę pracę. Moje początkowe obawy całkowicie zniknęły.

rozmawiał Jacek Marczyński

Co pan robi, gdy po raz pierwszy bierze do ręki partyturę nieznanego utworu jak „Moby Dick"?

Arnold Rawls : Doznaję uczucia przerażenia i zaczynam się zastanawiać, dlaczego zgodziłem się wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Oczywiście, przesadzam, ale w przypadku „Moby Dicka" przeraził mnie ciężar trudnego zadania, jakiego się podjąłem. Dopiero gdy po raz pierwszy usłyszałem partię orkiestry, całkowicie zmieniłem zdanie. ?To bardzo piękna, romantyczna muzyka.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla