Na Hofstallgasse, gdzie są trzy najważniejsze – ale nie jedyne – teatry festiwalowe, nikt nie rozkłada czerwonych dywanów. A barierki odgradzające gapiów stawia się przy wyjątkowych okazjach, kiedy na premiery zjeżdża świat wielkiej polityki i jeszcze większego biznesu. Teraz w słoneczne popołudnie, gdy Anna Netrebko w długiej, jasnożółtej sukni zmierza do Domu Mozarta na recital swojego kolegi, Piotra Beczały, można podejść, poprosić o autograf albo po prostu porozmawiać.
W Salzburgu gwiazdy obywają się bez ochroniarzy, a policja jest po to, by sprawnie kierować ruchem, kiedy kilka tysięcy widzów wychodzi co wieczór na Hofstallgasse po przedstawieniach i koncertach. A jeśli komuś uda się potem zdobyć miejsce w pobliskim Trianglu, gdzie w menu każda potrawa nazwana jest imieniem artysty, można mieć pewność, że przy długim, drewnianym stole zasiądzie obok ktoś z bohaterów festiwalowych zdarzeń.
Mityng sław
Nie ma takiego drugiego miejsca, gdzie w tym samym czasie spotyka się tyle muzycznych sław. W tym roku występuje tu prawie 50 wybitnych śpiewaków i drugie tyle znakomitych dyrygentów, pianistów i skrzypków, o kilkunastu najważniejszych orkiestrach ze świata nie wspominając. Mówi się też, że to impreza dla bogatych snobów, którzy płacą horrendalne sumy za bilety na takie atrakcje. Ale po pierwsze, to nie oni przeważają wśród prawie ćwierć miliona widzów, a po drugie, inaczej postrzegają festiwal sami artyści.
– W Salzburgu trzeba być nie tylko, by posmakować jego atmosfery. Tu możemy pracować z najlepszymi partnerami, realizować marzenia – mówi „Rz" Cecilia Bartoli, jedna z tych sław, których występ przyciągnąłby co najmniej pięć razy więcej widzów, niż może ich pomieścić największy Festspielhaus na 2200 miejsc.
W ubiegłym roku Włoszka o unikalnym głosie zadziwiła Salzburg w „Normie" Belliniego, teraz wybrała jedną ze swych popisowych ról – Kopciuszka w operze Rossiniego.