"Wszelkie informacje o mojej "abdykacji" czy dymisji są całkowicie nieprawdziwe. To samo dotyczy informacji o tym, że działam pod wpływem jakiejś mającej przewrotne cele grupy" – to fragment listu Jarosława Kaczyńskiego do członków jego partii. Fragment, który najdobitniej świadczy o tym, że prezes PiS ma pełną świadomość tego, jak jest oceniana i komentowana wybrana przez niego linia polityczna.
To także zapowiedź kontynuacji i być może zaostrzenia kursu.
Po tym liście nie można mieć złudzeń – takich, jakie w wywiadzie dla RMF FM ujawnił europoseł Marek Migalski – że powyborcza wolta Kaczyńskiego to wynik jedynie złych podpowiedzi, które do ucha prezesa sączy jedna frakcja. Złudzenia Migalskiego jakiś czas temu podzielała większość tzw. liberałów z PiS. Dziś trudno ich podejrzewać o tę naiwność. A i ze strony Migalskiego słowa o dobrym Kaczyńskim i złym otoczeniu można potraktować raczej jako przejaw kurtuazji.
Sytuacja liberałów pogarsza się z dnia na dzień. Każda krytyczna uwaga prezesa o nich powoduje lawinę zaczepek ze strony polityków niższego szczebla, np. rywali z okręgów wyborczych. Zapowiada się, że nikt z tego grona nie będzie mógł liczyć na jakiekolwiek partyjne honory. A naturalną okazją do tego są wybory samorządowe. Właściwie już teraz najwyższa pora na ogłoszenie kandydatur, zwłaszcza w wielkich miastach.
Jeszcze niedawno zdawało się, że PiS – partia startująca w tych wyborach z pozycji słabszych niż PO – wystawi ciekawą ekipę młodych polityków ubiegających się o prezydentury metropolii. W Warszawie mogli to być Paweł Poncyljusz albo Elżbieta Jakubiak, w Białymstoku Mariusz Kamiński (poseł, nie były szef CBA), w Kaliszu Adam Rogacki.