Rzeczpospolita: W piątek wieczorem Patriarchat Konstantynopolitański wydał komunikat, z którego wynika, że Święty Synod przygotował “kartę konstytucyjną” ukraińskiej Cerkwi. Czy to oznacza, że w Kijowie mogą świętować autokefalię?
Władimir Legojda: Nie wiem co to oznacza. Od początku Konstantynopol ciągle składa obietnice i potwierdza, że ta autokefalia będzie. Wszystkie te komunikaty ograniczają się jednak do ogólnych i niezrozumiałych sformułowań. Mam wrażenie, że tam nie mogą się dogadać i podtrzymują jedynie temat w przestrzeni medialnej. Chodzi tu raczej o to, że Konstantynopol jest zainteresowany znajdującymi się na Ukrainie nieruchomościami i świątyniami.
A może chodzi o to, że ukraińskie cerkwie mają przeprowadzić sobór zjednoczeniowy i wybrać zwierzchnika nowej Cerkwi. Dopiero wtedy oficjalnie zostanie przekazany tomos czyli decyzja o nadaniu autokefalii.
Nawet jeżeli odbędzie się jakieś zebranie, jak to można nazywać soborem zjednoczeniowym? Podczas ostatniego synodu Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi (UPC MP, patriarchatu moskiewskiego - red.) prawie cały episkopat opowiedział się przeciwko autokefalii. Logika Konstantynopola była taka, że UPC MP zjednoczy się tak zwanym patriarchatem kijowskim, który my uważamy za rozłamowców. Żadnego zjednoczenia nie będzie.
Cała rozmowa dziś na rp.pl po 21-szej i jutro w "Rzeczpospolitej"