- Najpierw były przypadkowe badania. Nie czułem, że coś mi dolega. Po przebadaniu powiedziano mi, że jest wrzód na żołądku. Potem, miesiąc później, dowiedziałem się, że trzeba natychmiast operować. I więcej. Usłyszałem, że jest to nowotwór – opowiadał abp Sławoj Leszek Głódź na spotkaniu z przedstawicielami katolickich mediów z archidiecezji gdańskiej.- Człowiek staje wówczas jak po wyroku na życie. To była niedziela 28 września. Usiadłem i napisałem testament. Zarówno jego część duchową, jak i materialną. Zrobiłem to ręcznie, włożyłem do koperty, zakleiłem, przystawiłem pieczęć. Ona leży w szufladzie.
Operację usunięcia nowotworu hierarcha przeszedł w Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. - Zwykle w szpitalach moja rola była inna. Nigdy nie byłem pacjentem szpitala, nie licząc usunięcia wyrostka robaczkowego w 1965 roku. Służyłem wówczas w wojsku, w Kołobrzegu. Od pięćdziesięciu lat moja rola sprowadzała się do odwiedzania chorych – stwierdził i dodał, że o chorobie zdecydował się poinformować dopiero po operacji, by nie powodować sensacji „ani niepotrzebnej litości".
Przyznał także, że podczas pobytu w szpitalu odwiedzili go m.in. Bronisław Komorowski, Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, liczni generałowie, a także Ryszard Kalisz. - Powiedziałem, żeby przestał chodzić pod tęczę i zdjął te kolorowe spódniczki. Odpowiedział, że już to wszystko zrobił – relacjonował Głódź.
Dodał również, że w tym samym czasie w szpitalu przebywał także Józef Oleksy, którego postanowił odwiedzić. - Podjechałem więc windą, później samochodem. To była bardzo pożyteczna i nabożna rozmowa. Tyle mogę powiedzieć. Dokonała się w obecności jego małżonki, Majki – stwierdził.
Metropolita gdański powoli wraca do swoich obowiązków. Normalnie urzęduje w kurii oraz przyjmuje gości. Na razie lekarze zabronili mu udziału w dużych uroczystościach i odwiedzin w parafiach. - Przyjdzie czas, że nadrobimy te zaległości. Cieszę się, widząc na nowo świat, życie... A chcę powiedzieć, że po tym wyroku i nagłej potrzebie operacji, wiele spraw i problemów nabrało zupełnie innego wymiaru. Muszę więc na nowo to wszystko pozbierać – mówił. - Teraz trzeba się z tym zmierzyć i żyć. I, jeżeli Pan Bóg pozwoli, dalej służyć Kościołowi. Jeżeli da siły i zdrowie przywróci – podkreślał hierarcha, dziękując również wszystkim, którzy pamiętali o nim w jego chorobie. - Nawet nie przypuszczałem, że będzie tyle dowodów pamięci o mnie – stwierdził.