Większość zakupów ze sklepu internetowego można zwrócić w ciągu dziesięciu dni. Wolno się po prostu rozmyślić i nawet nie trzeba podawać sklepowi przyczyny rezygnacji. W takich sytuacjach e-sprzedawcy oddają klientom jedynie to, co zapłacili za towar. Konsument jest więc obciążany kosztami transportu w obydwie strony.
Okazuje się, że takie działania sklepów internetowych łamią prawo, bo klient powinien płacić mniej. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydał ostatnio dwie precedensowe decyzje. Stanowią one, że sprzedawca musi oddać kupującemu nie tylko cenę towaru, ale także kwotę wydaną na jego dostarczenie do nabywcy. Korzystając z prawa do zwrotu, klient płaci więc jedynie za jego odesłanie do sklepu.
3,3 mld euro
wynosiła w 2010 r. wartość e-handlu w Polsce według szacunków firmy ResearchFarm
– Polskie przepisy nie precyzują, kto pokrywa koszty dostarczenia zakupów. Trudno jednak nie zgodzić się z interpretacją UOKiK. Przy sprzedaży na odległość to konsument jest słabszą stroną, a konieczność płacenia za transport mogłaby go zniechęcać do odstąpienia od umowy – mówi Magdalena Orzelska-Bratkowska z kancelarii Wierzbowski Eversheds.