[srodtytul] Projekt był, ale już go nie ma[/srodtytul]
Opracowywana od sześciu lat ustawa miała dotyczyć tzw. umów deweloperskich. Projekt zawierał definicję tego rodzaju kontraktu, zasadniczo odpowiadającą jego pojmowaniu w obrocie i ograniczającą przedmiot umowy deweloperskiej do jednorodzinnego lub wielorodzinnego budownictwa mieszkaniowego (z wyłączeniem np. organizowania budowy budynków z lokalami biurowymi lub handlowymi na wynajem, również często określanego mianem działalności deweloperskiej).
Ponadto znajdowały się w nim przepisy, które z jednej strony zabezpieczały konsumentów przed wprowadzeniem w błąd czy defraudacją przez deweloperów powierzonych im pieniędzy, a z drugiej – chroniły nabywców przed pozostałymi wierzycielami dewelopera w razie ogłoszenia jego upadłości.
Do tych pierwszych miał należeć m.in. obowiązek udostępnienia przez dewelopera przed zawarciem umowy prospektu zawierającego najważniejsze informacje o planowanej inwestycji, wskazanie elementów koniecznych treści umowy, zagwarantowanie nabywcy prawa odstąpienia od umowy w określonych przypadkach czy wprowadzenie konstrukcji rachunku powierniczego do dokonywania płatności na rzecz dewelopera. Z kolei odstępstwem od ogólnych zasad dotyczących upadłości miało być wydzielenie środków znajdujących się na rachunku powierniczym oraz wierzytelności dewelopera wobec niedoszłych nabywców mieszkań do odrębnej masy majątkowej, z której zaspokojenie miało przysługiwać wyłącznie tym ostatnim.
Z oczywistych względów na projekt ustawy niechętnym okiem spoglądało środowisko deweloperów. Jej uchwalenie w proponowanym kształcie mogłoby podkopać ich na ogół silniejszą pozycję kontraktową. Jednakże być może ustawodawca doszedł do wniosku, że rynek deweloperów mieszkaniowych jest zbyt nieokrzepły i podatny na wahania koniunktury, by nakładać mu kaganiec w postaci takiej ustawy. Efektem jej wprowadzenia mogłoby być ograniczenie czy zaniechanie działalności przez część deweloperów niepotrafiącą sprostać wyznaczonym przez ustawodawcę zasadom kształtowania umów. To z kolei mogłoby się odbić negatywnie na sytuacji na rynku mieszkaniowym i w efekcie dotknąć całej gospodarki. Z drugiej strony korci pytanie, czy właściwym do tego środkiem jest pozostawienie konsumentów w gorszej sytuacji, aniżeli mogliby się znajdować w razie uchwalenia ustawy. Innymi słowy, czy ustawodawca słusznie przedkłada pomyślność deweloperów nad interes rzeszy konsumentów, nie zawsze traktowanych przez tych pierwszych – ujmując to oględnie – zgodnie z tym, czego mogliby oczekiwać?