Brazylijski przywódca Luiz Inacio Lula da Silva narzekał na chciwość garstki menedżerów, której konsekwencje "ponosimy dzisiaj wszyscy". Prezydent Francji Nicolas Sarkozy zaproponował z kolei stworzenie podwalin pod "XXIwieczny kapitalizm regulowany", w którym rynki nie służyłyby spekulantom, lecz "światowemu rozwojowi". Takie oto wizje rodzą się w umyśle człowieka, który zanim wprowadził się do Pałacu Elizejskiego, zachwycał się anglosaskim modelem ekonomicznym. Dorzućmy do tego jeszcze słowa kanclerz Angeli Merkel, która w wywiadzie dla jednej z niemieckich gazet wprost obarczyła rząd USA (a z rozpędu także rząd brytyjski) winą za obecny krach.
I Lula, i Sarkozy, i Angela Merkel zdają się zapominać, że ten krwiożerczy anglosaski kapitalizm sprawił w ostatnich kilku latach, iż miliony ludzi na całym świecie wyszły z ubóstwa, że dzięki niemu wzbogacili się na niespotykaną dotąd skalę sami Brazylijczycy, Francuzi i Niemcy, kupując komputery z amerykańskimi Windowsami, korzystając z amerykańskiego Google'a, instalując w swoich samochodach wymyślony przez Amerykanów GPS i ustawiając się w kolejkach po amerykańskie iPhone'y. Wszystkie te cudeńka powstały w rozregulowanej gospodarce USA, podczas gdy "regulowany kapitalizm" europejski od kilku lat nie jest w stanie stworzyć systemu Galileo ani wyszukiwarki Quaero, która miała "wykończyć Google'a". Regulacje? Proszę bardzo. Pod warunkiem że zaczniemy też regulować inne dziedziny gospodarki. Choćby inwestycje niemieckich i francuskich koncernów we wschodniej Europie. Co na to "kapitaliści XXI wieku"?