Po pierwsze trwa batalia o głębokość cięć w budżecie wojska na ten rok. Im będą one głębsze, tym bardziej dojmujące powstanie wrażenie, że rząd nie docenia znaczenia armii. Zwłaszcza gdyby miało się okazać, że to wojsko najmocniej ucierpi na kryzysie, choć jeszcze niedawno z ust premiera padało tak wiele obietnic dotyczących szybkiego przekształcenia naszej armii z poboru w armię zawodową.
Po drugie przyszłość polskiego wojska zależy od wyroku w rozpoczętym we wtorek procesie żołnierzy oskarżonych o zabicie cywilów w afgańskiej wiosce Nangar Khel.
Ten proces nie ma precedensu w historii polskich sił zbrojnych, podobnie jak całe postępowanie w tej sprawie. Komandosi zostali zatrzymani w spektakularny sposób, kilka miesięcy przesiedzieli w areszcie i nie mieli zapewnionej opieki prawnej ze strony państwa.
Ale to się na szczęście zmieniło. Należy więc mieć nadzieję, że również wyrok, który zapadnie w tej sprawie, będzie sprawiedliwy. Albowiem każdy taki wyrok ma moc oczyszczającą, czyli – w efekcie – wzmacniającą, w tym przypadku nasze siły zbrojne.
Polscy żołnierze nie mogą, rzecz jasna, bezkarnie dopuszczać się przestępstw, ale – z drugiej strony – jak każdy człowiek, zwłaszcza działający w ekstremalnych warunkach, mają prawo do pomyłki. I nie powinni się czuć sparaliżowani strachem przed nierozumiejącymi realiów, w których przyszło im działać, funkcjonariuszami organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości własnego państwa. W przeciwnym razie na straży Polski stać będzie armia składająca się z ludzi podszytych niepotrzebnym strachem. A chyba nie o to nam chodzi.