Nie za bardzo wiadomo, jak by miało przebiegać opóźnianie owego poparcia, bo chyba nie w drodze blokady wyboru szefa NATO, i nie za dobrze wiemy, co mielibyśmy w ten sposób osiągnąć. Gdyż walka o nominację Sikorskiego na stanowisko sekretarza NATO utrudniona była przez fakt, że kandydatura jego nie została zgłoszona przez rząd Tuska. I na tym można by zakończyć komentowanie całej wrzawy wokół tej sprawy.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że narodowość sekretarza NATO nie jest aż tak istotna. Jeszcze mniej istotna jest narodowość przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Jest to funkcja wyłącznie reprezentacyjna. Czy zdobycie jej dla Jerzego Buzka powinno stanowić istotny element polskiej polityki zagranicznej?
Miło byłoby, gdyby w bardziej eksponowanych rolach europejskich pojawiali się Polacy, warto się jednak zastanowić, jaką cenę za to płacimy. W wypadku PE rola przewodniczącego jest nieporównywalnie mniejsza niż w wypadku marszałka polskiego Sejmu.
Wydaje się, że z perspektywy polskiej ważniejsze mogłoby być przewodniczenie w istotniejszych komisjach Parlamentu, gdyż stanowiska te mogą się przekładać na konkretne działania. A w PE funkcjonuje praktyka narodowych parytetów, tzn. gdyby Polak zdobył stanowisko przewodniczącego Parlamentu, na wiele więcej nie moglibyśmy liczyć.
Zresztą prawdopodobieństwo zajęcia tego fotela przez Polaka wydaje się nieduże. A uznanie go za jeden z celów polskiej polityki zagranicznej przekształca ją w rodzaj meczu, w którym nie chodzi o realizację określonej polityki, ale zdobywanie stanowisk dla polskich urzędników.