Nie zakończył.
Władimira Putina miał też pogrążyć nieuchronny konflikt z liberalnym, otwartym na Zachód Dmitrijem Miedwiediewem. Wielu ekspertów przewidywało, iż prezydent ostatecznie odsunie szefa rządu od najważniejszych decyzji, że sam będzie systematycznie poszerzał swoją władzę, że postara się ocieplić stosunki z USA i Europą. A grupa sprzyjających Putinowi siłowików znajdzie się na marginesie wielkiej polityki.
Nic takiego się nie wydarzyło.
Putin był, jest i będzie. Nic nie wskazuje na to, by jego rola w rosyjskiej i światowej polityce miała zmaleć. Owszem, do niedawna był królem, dziś jest tylko hetmanem, lecz kto ma choćby blade pojęcie o szachach, wie doskonale, co może król, a co hetman.
Miedwiediew jest zatem dostojny i uśmiechnięty, paraduje wśród liderów światowych mocarstw i rozpoczyna "nową erę" w relacjach z Waszyngtonem, poruszając się z gracją o jedno i tylko jedno pole – w przód, czasami w bok.