Reklama

Straszliwy hołd złożony ofiarom Katynia

Jeszcze wczoraj zastanawiałem się, czy prezydent Lech Kaczyński powinien lecieć do Moskwy na uroczystości 9 maja. Pisałem, że raczej tak. Przy porannym śniadaniu, tuż po dziewiątej, telefon z redakcji, że pod Smoleńskiem chyba są kłopoty z prezydenckim samolotem. Pierwsza reakcja: niemożliwe, żeby stało się coś poważnego.

Publikacja: 10.04.2010 17:43

Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"

Paweł Lisicki, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pewnie znowu jakaś awaria. I złość, dlaczego do tej pory nie można było załatwić porządnych maszyn.

Kolejne telefony, już przy włączonym telewizorze i Internecie. Wreszcie zimna pewność, że to, co niewyobrażalne stało się. Prezydent Polski, jego żona, ministrowie kancelarii, prezesi NBP, IPN, rzecznik praw obywatelskich, dowódcy wojskowi, posłowie, politycy, wszyscy nie żyją.

Człowiekowi zawsze trudno pogodzić się ze śmiercią. Ale tym razem bardziej niż zwykle. Bo przecież w tym przypadku dotknęła ona nie tylko ludzi, których znałem. Nie tylko tych, którzy zginęli nagle. Poza wymiarem ludzkim tragedii w tym, co się zdarzyło, jest coś jeszcze. Jakiś naddatek. Tak jakby ta tragedia dotknęła w jakiś sposób też samej Rzeczypospolitej.

Może dlatego, ze podświadomie miałem poczucie, że akurat głowa państwa jest i powinna być najlepiej chronionym obywatelem. W nim wyraża się przecież autorytet państwa, jego majestat.

Zastanawiam się, co można w takiej chwili pisać. Co można powiedzieć. Może najlepiej milczeć. Może najlepiej dołączyć do tych tłumów Polaków, którzy w powadze, milczeniu, żałobie zaczęli spontanicznie gromadzić się w Warszawie przed Pałacem Prezydenckim, w Krakowie przed katedrą i tylu innych miejscach w Polsce. W takich chwilach – bólu i rozpaczy – pokazuje się też ta nieuchwytna zwykle więź.

Reklama
Reklama

Momenty, kiedy spod codziennego rozgardiaszu, walki, sporów, niesnasek pokazuje się wspólnota narodowa. Być może to milczenie i to poczucie więzi – niesłychana liczba telefonów, esemesów, kliknięć – ta milcząca obecność trwającej w żałobie wspólnoty jest jedyną formą pociechy. I jeszcze myśl, że ich śmierć była jakby straszliwym hołdem złożonym tym, którzy zginęli w Katyniu w 1940 roku.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/04/10/straszliwy-hold-zlozony-ofiarom-katynia/]Skomentuj[/link][/ramka]

Pewnie znowu jakaś awaria. I złość, dlaczego do tej pory nie można było załatwić porządnych maszyn.

Kolejne telefony, już przy włączonym telewizorze i Internecie. Wreszcie zimna pewność, że to, co niewyobrażalne stało się. Prezydent Polski, jego żona, ministrowie kancelarii, prezesi NBP, IPN, rzecznik praw obywatelskich, dowódcy wojskowi, posłowie, politycy, wszyscy nie żyją.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Epidemia ksenofobii. O cholerze, migrantach i politycznej nienawiści
Komentarze
Jerzy Haszczyński: „Podzielam wasze poczucie bezradności”. O ostatnich katolikach w Gazie
Komentarze
Marek Cichocki: Kanclerz Merz zderzył się z poglądami własnych konserwatystów
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Organizację Roberta Bąkiewicza delegalizować, nie promować
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego koalicja 15 października nie ma przyszłości?
Reklama
Reklama