Miałam zacząć inaczej, ale kiedy otworzyłam edytor tekstu, przyszedł mail z zaproszeniem na inaugurację akcji „Zatrzymaj faszyzm” (6 listopada; organizatorem jest Fundacja Aktywna Demokracja). Idea przeciwdziałania mowie nienawiści, przemocy politycznej i ksenofobii jest szlachetna. Cieszy akces m.in. Zbigniewa Hołdysa, który nazwał zaliczanych do symetrystów dziennikarzy „szmalcownikami”, ale to zapewne w ramach walki z faszyzmem.
Przeżyłam w ostatnich latach wiele końców demokracji, upadków ZUS-u i polskiej gospodarki. „Faszyzm” też powinnam przeżyć. Bynajmniej nie bagatelizuję przyzwolenia na przemoc. Problem jest realny. Ale po pierwsze, słowo „faszyzm” jest nadużywane. Nie dość, że czasy są przegadane, to na dodatek cechuje je deflacja pojęć. Proszę zresztą zobaczyć: to już nawet nie „nacjonalizm”. A po drugie, „faszyzm” nie jest społeczną diagnozą. Na przykład głęboko niepokojące jest to, że w przyszłym Sejmie możemy zobaczyć Konfederację Korony Polskiej, ale „faszyzm” tego zjawiska nie tłumaczy – stanowi wyłącznie wyraz bezradności. A jeśli źle się nazwie problem, to ciężko będzie go rozwiązać.
Jak wygląda tradycyjny 11 listopada i dlaczego Poznań słusznie się z tego wypisał
Tym razem postanowiłam wziąć się za bary z 11 listopada. W 2022 r. napisałam, że tego dnia wprost nie znoszę. Choć jestem „prostym magistrem historii” (szczerze uwielbiam to powiedzenie Donalda Tuska), a trudno o dzień bardziej historyczny. Jednak coroczna awantura odbierała mi jego smak.
Można odhaczać kolejne punkty programu: przemocowe hasła na Marszu Niepodległości, lewicowcy i liberałowie szydzący z tego, że w imprezie biorą udział rodziny z dziećmi (a biorą), kontrmanifestacja, rytualne komentarze o zawłaszczeniu święta (i polemika: zostało oddane), prawica odmawiająca innym patriotyzmu i polskości. Ale zaraz: czy ja muszę brać w tym udział? Nie ma co się kopać z koniem, inaczej to wyglądać nie będzie. Taki Poznań słusznie się z tego wypisał, zajadając się wypełnionymi białym makiem rogalami.
Jak obchodzić 11 listopada? Skoncentrować się na tym, co świętujemy
Będę się przy tym upierać, że to 15 sierpnia jest nowym 11 listopada – Polacy zagłosowali nogami, a i pogoda sprzyja paradzie. Ale do najbliższego „Plusa Minusa” napisałam tekst, który z listopadowym świętem mnie po latach pogodził. Chodzi o to, by tego dnia skoncentrować się na tym, co świętujemy: postuluję więc życzliwe spojrzenie na polską historię, docenienie substancji narodu, refleksję nad tym, co zrobić z niepodległością i ocalenie od zapomnienia pozytywnej opowieści o nas samych. Ogłaszający walkę z faszyzmem na pięć dni przed świętem wpadają w stare koleiny. Ale na szczęście i to się powoli zmienia.