Wtedy zobaczyłem, że prezydent, który siedział w pierwszym rzędzie, zaczął szeptać z Ewą Ziomecką. Po przemowie podeszli do mnie z żoną. Wyściskaliśmy się, ale musiałem zapytać: – Panie prezydencie, czy pan mnie obmawiał podczas mojej przemowy?
Zaprzeczył: – Nie, nie. Mówiłem tylko Ewie, że mogę dać panu polskie obywatelstwo. Jeśli pan chce, dostanie pan obywatelstwo!
Nie chciałem. Tłumaczyłem, że nigdy nie zapomnę Polski, mojej pierwszej ojczyzny, w której się urodziłem. Ale jedno obywatelstwo mi wystarczy. Potem na boku jedliśmy kanapki i rozmawialiśmy o przyszłości Muzeum Żydów Polskich, o zbliżającej się rocznicy powstania w getcie. Nigdy w życiu nie uwierzyłbym, gdyby ktoś powiedział, że to nasza ostatnia rozmowa.
Pierwsza była parę tygodni po tym, gdy został prezydentem Warszawy. Ja byłem wówczas ambasadorem Izraela w Polsce. Spotkaliśmy się w kościele podczas uroczystości poświęconej nagrodzonym medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Kaczyński był dumny, że jego rodacy podczas szatańskiej wojny mieli tak wielką odwagę. Opowiadałem mu wtedy o Polakach, którzy uratowali moją rodzinę. Wzruszyliśmy się obaj.
Jako prezydent Warszawy i potem jako prezydent Polski Kaczyński zabiegał o przyspieszenie budowy Muzeum Żydów Polskich. Energicznie działał na rzecz pojednania między polskim i żydowskim narodem. Wspólnie staraliśmy się o to, by Irena Sendlerowa dostała Nagrodę Nobla, i razem się martwiliśmy, gdy się to nie powiodło.