[sup]Subotnik Ziemkiewicza[/sup]
Dla Polaka „aspirującego” to wiejskie pochodzenie jest nieustającym źródłem wstydu i niskiej samooceny. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej przypomina mi się jedna z podróży gwiazdowych Ijona Tichego ? ta, podczas której odwiedził on planetę rządzoną przez roboty, na której celem powszechnej nienawiści i pogardy, konstytuującej robocią dyktaturę, są ludzie. W największej tajemnicy ten i ów robot zawierza Tichemu swą największą tajemnicę: panie Tichy, ja jestem człowiekiem! Zaszczutym, zapewne ostatnim ? na szczęście ukryłem się w tej blaszanej skorupie i dobrze nauczyłem udawać. W poincie okazuje się, że na planecie w ogóle nie ma żadnych robotów, są tylko pochowani w blaszanych przebraniach ludzie. Nie wiem, czy opowiadanko ? krótkie przecież ? podkreśla także i tę obserwację, że charakterystycznym sposobem bardziej przekonującego udawania, że się wcale nie jest człowiekiem, jest demonstracyjna zajadłość w nienawiści do ludzi właśnie. Chyba raczej podpowiada mi to doświadczenie życiowe; nie mogę sprawdzić, jak wszyscy wróciłem chwilowo do siebie na wieś i piszę ten felieton z dala od biblioteki.
Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej jestem pewien, że to właśnie w żartobliwym i aluzyjnym opowiadanku mistrza Lema kryje się klucz do zrozumienia popularności Donalda Tuska. Rząd beznadziejnie knoci jedną sprawę po drugiej, jego zaplecze polityczne w coraz bardziej oczywisty sposób okazuje się zorganizowaną grupą przestępczą, a intelektualne ? zbieraniną rozhisteryzowanych durniów, w parze z dowodami na nieudolność panującej ekipy (nie przypadkiem tak piszę: panującej, Tusk z założenia zrezygnował z rządzenia i oddał je różnym sitwom, zadowalając się panowaniem) idzie coraz więcej przykładów jej cynicznego i bezwzględnego gangsterstwa, choćby w mediach ? a słupki stoją jak przymurowane. Większość Polaków zdecydowanie źle i coraz gorzej ocenia rząd, i samego Tuska jako premiera, ale zarazem deklaruje niezmienną gotowość do głosowania na partię ten rząd tworzącą i tegoż Tuska jako jej przewodniczącego. Przede wszystkim zaś, ochoczo podpisuje się pod wszystkim, pod czym trzeba się podpisywać, by należeć do „młodych i wykształconych i z wielkich miast”: katastrofę w Smoleńsku spowodował Lech Kaczyński, za zbrodnię Ryszard C. winę ponosi sam PiS i tak dalej.
Odpowiedź, że ludzie tak się zachowują, „bo nie chcą Kaczyńskiego”, nie wszystko wyjaśnia. Trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego go tak histerycznie nie chcą. Ano, zanurzmy się na chwilę (nie lubię tego, ale czego się nie robi dla wiedzy) w internetowe szambo rozmaitych forów i portali, najlepiej tych nie moderowanych, gdzie duchowe wydzieliny polactwa płyną swobodną strugą. Najczęściej używaną tam obelgą pod adresem Jarosława Kaczyńskiego, jego nieżyjącego brata i „pisowców” w ogóle jest „burak”. Symptomatyczne, prawda?
Można zrozumieć przypisywanie Kaczyńskiemu, nie wiem, zapędów dyktatorskich, psychopatii, wszelkich nikczemnych cech charakteru ? ale „buractwo”? To przecież przedwojenny, żoliborski inteligent, z całą właściwą tej formacji kindersztubą. Ludzie podzielający jego przekonania, choć niekoniecznie zachwyceni samym Kaczyńskim, to też w większości pogrobowcy starej polskiej inteligencji, poeci, profesorowie, inżynierowie, niewątpliwi specjaliści w swych dziedzinach, a przy tym ludzie, którzy zupełnie nawykowo, bez zwracania na to uwagi, trzymają widelec garbkiem do góry. Jeśli tropić w naszej polityce schamienie, to bardziej właśnie w Platformie, której liderzy w większości awansowani zostali, jak Zdzisiu, Miro i jego młody sekretarz, symboliczny wręcz dla istotnej części „aspirującego” pokolenia, z lokalnych, samorządowych układów, i swe potrzeby duchowe, wzorem szefa, zaspakajają na boisku, nie w teatrze.