Co prawda zdjęcie zrobiono na obcej ziemi, podczas sesji ONZ i możliwe, że przyczynił się do tego zbawienny wpływ „Trump effect”, ale między politykami nie ma krztyny chłodu, za to jest symfonia uśmiechów. Pozory czy jakiś początek dialogu między zwaśnionymi stronami? Bo waśń jest oczywista; jak dotąd panowie się nie spotkali, a jedno z najważniejszych pęknięć między koalicją a tzw. dużym pałacem dotyczy tematyki obsad ambasad. Systemowo jesteśmy zakładnikami prezydenckich aspiracji, by pulę ambasadorów podzielić na „prezydenckich” i „premierowskich”. Ale w gruncie rzeczy chodzi o dwa nazwiska wskazane na ambasadorów: Bogdana Klicha w Waszyngtonie i Ryszarda Schnepfa w Rzymie.
Bogdan Klich i Ryszard Schnepf problemem PiS – nie prezydenta
Dlaczego? Nie chodzi rzecz jasna o kwalifikacje. Schnepf to wybitnie doświadczony dyplomata. Klich też ma spore doświadczenie w polityce międzynarodowej. Po prostu nie pasowali do redagowanej przez PiS polityki historycznej; ambasador Schnepf „dziedziczy” grzechy rodziciela, a Bogdan Klich jest rzekomo odpowiedzialny za „kwestie smoleńskie”. Tyle że – wypada to podkreślić – to idiosynkrazje, które mają źródło w mitologii partii Kaczyńskiego.
Czytaj więcej
Staję tu po raz pierwszy jako prezydent Rzeczpospolitej Polskiej i czuję z tego powodu wielką dum...
Czy Karol Nawrocki musi je żyrować? Rozsądek podpowiada, że niekoniecznie. Za to istotnym interesem ośrodka prezydenckiego wydaje się wpływ na obsadę części ambasad; to sprawa ważniejsza. I tu, jeśli prezydent chce osiągnąć swoje, musi dojść do kompromisu. Ze źródeł, do których dotarli nasi dziennikarze, wynika, że Donald Tusk proponuje „rozwiązanie pakietowe”, ale pod warunkiem, że nie będą atakowane konkretne nazwiska. To wyciągnięcie przez rząd ręki do prezydenta.