Jednym z powodów ostatnich zwyżek sondażowych Konfederacji może być fakt, że przedstawia ona dość prostą wizję obniżenia podatków i radykalnego obniżenia kosztów dla przedsiębiorców. Ma to być lekiem na całe zło, uzdrowić gospodarkę i sprawić, że Polacy od razu staną się bogatsi.
Choć większość analityków sceny politycznej uznała, że socjalna polityka PiS jest nowym paradygmatem, którego naruszenie musi skończyć się dla śmiałka katastrofą, Konfederacja poszła w przeciwną stronę. Gdy Platforma ogłosiła „babciowe” i zaproponowała natychmiastową podwyżkę dodatku na dzieci do 800 zł (PiS chce, by obowiązywała dopiero od nowego roku), Sławomir Mentzen konsekwentnie krytykuje rozdawnictwo.
Czytaj więcej
Nie zapomnieliśmy i nie zapominamy o wolnorynkowych wyborcach – zapewniają politycy KO. W tle kampanijne starcie o ten elektorat z Konfederacją.
Jego nowi sympatycy nie sprawdzają, czy program Konfederacji jest spójny (ostatnio kilka razy rozłożył go na czynniki pierwsze, a zarazem na łopatki Ryszard Petru) i czy da się go zrealizować. Po prostu idą tam, gdzie słyszą głos, za którym po ośmiu latach rządów socjalnej prawicy zaczęli tęsknić.
Nic więc dziwnego, że do postulatu obniżenia podatków wróciła Platforma Obywatelska. Jej liderzy doskonale wiedzą, że nowymi sympatykami Konfederacji zostają zarówno rozczarowani wyborcy PO, jak i PiS. I zatrzymanie odpływu wolnorynkowych wyborców od partii Donalda Tuska może zdecydować o tym, czy Platforma wygra wyścig wyborczy z partią rządzącą. Czyżby spór o to, czy i jak obniżać podatki, miał się stać w najbliższych tygodniach tematem przewodnim kampanii wyborczej?