Awaria brytyjskiej rakiety LauncherOne i utrata w poniedziałek dwóch satelitów „made in Poland”, znajdujących się na jej pokładzie, była ciosem we wrocławskiego producenta takich urządzeń, firmę SatRev. Z drugiej strony jednak pokazała, że w kosmosie jesteśmy, a nawet zaczynamy się liczyć. Jeden z utraconych satelitów zamówiony był przez rząd Omanu, który zaufał nowoczesnej polskiej technologii. SatRev nie poddaje się zresztą i z taśmy produkcyjnej zjeżdżają już kolejne satelity.
Międzynarodową karierę zrobiła też polsko-fińska firma ICEYE, która oferuje technologię radarowego obrazowania satelitarnego i wspiera Ukrainę w wojnie z Rosją. Satelity obserwacyjne tworzy również firma Creotech Instruments, notowana na warszawskiej giełdzie. Takich firm i instytucji z sektora kosmicznego jest dziś w Polsce około 400, zatrudniają łącznie 12 tys. pracowników. Tymczasem jeszcze 10 lat temu było ich raptem 30.
Czytaj więcej
To miało być święto rodzimej branży kosmicznej, ale misja, w ramach której nanosatelity SatRev chciano umieścić na orbicie, zakończyła się niepowodzeniem, a urządzenia zostały bezpowrotnie stracone. Polska firma jest w trakcie produkcji kolejnych.
Polskie firmy korzystają z wielkiego boomu w kosmosie. Amerykanie znów chcą wysłać astronautów na Księżyc, podobnie Chiny, które zajęły miejsce słabnących Rosjan i ulokowały na orbicie załogową stację kosmiczną. Ich śladem idą nowe potęgi, jak np. Indie. Rozgrywa się tu walka nie tylko o prestiż, ale o zdobycie cennych surowców. Kto wie, czy np. na Księżycu nie zacznie się wyścig – jak w przypadku nowych zamorskich lądów, do których Hiszpanie i Portugalczycy, a później Anglicy i Holendrzy niegdyś docierali i zaklepywali dla siebie.