Michał Płociński: I znowu nikt nie wie, kto ma pierwszeństwo. Brawo

Było już zdecydowanie za łatwo, zbyt klarownie. Widocznie w Polsce tak być nie może, więc na powrót trzeba było wszystko zagmatwać, by znowu nikt nie rozumiał, kto właściwie ma pierwszeństwo: rowerzysta czy kierowca. I by znowu narosło wokół tego wiele mitów.

Publikacja: 06.09.2022 15:01

Wcześniej zasady były jasne: rowerzysta ma pierwszeństwo, tak jak i pieszy

Wcześniej zasady były jasne: rowerzysta ma pierwszeństwo, tak jak i pieszy

Foto: AdobeStock

Prawo o ruchu drogowym zawsze rodziło wiele wątpliwości. Ustawodawca miał chyba gorszy moment, bo zapomniał, że tak widocznie musi być – że tylko niezrozumiały przepis to dobry przepis. W końcu nie po to te całe studia prawnicze, by potem każdy łatwo mógł się połapać, o co chodzi w prawie. I skutkiem tego gorszego momentu były jasne zasady, zrozumiałe dla wszystkich użytkowników dróg: rowerzysta ma pierwszeństwo, tak jak i pieszy.

Jeżdżą ci cykliści często jak skończeni idioci (inna sprawa, że z tym też trzeba w końcu coś zrobić), ale jednak skończony idiota na siodełku 15-kilogramowego roweru jest dużo mniej groźny dla otoczenia niż idiota za kierownicą półtoratonowego samochodu. Co więcej, taki kolarz na drodze narażony jest na dużo większe ryzyko niż kierowca, którego chroni jednak całkiem pokaźny pancerz, a do tego abeesy, pasy i poduszki powietrzne. Słusznie więc ustawodawca uznał, że to rowerzystów trzeba chronić, a nie na odwrót.

Czytaj więcej

Koniec pierwszeństwa dla nadjeżdżających rowerzystów

Znaczy niesłusznie, oczywiście, bo wszyscy zaczynali to już rozumieć. Widok kierowców posłusznie zatrzymujących się przed przejazdami rowerowymi musiał być dla urzędników Ministerstwa Infrastruktury nie do zniesienia, skoro postanowili znowu to wszystko skomplikować i ukrócić obowiązek ustąpienia pierwszeństwa dla cyklistów wjeżdżających na przejazd rowerowy. Oczywiście ci, którzy już będą na przejeździe, pierwszeństwo zachowają. A my znowu wrócimy do bardzo twórczych dywagacji, kiedy jest się na przejeździe, a kiedy dopiero na niego wjeżdża – i na czym polega ta magiczna teleportacja. Bo urzędnicy widocznie uznali, że niczego tak bardzo dziś nie potrzebujemy, jak podobnych dyskusji.

Tak się domyślam, że tak uznali, bo sami nie poczuli potrzeby niczego nikomu wyjaśniać. Ba, nawet nie uznali za stosowne, by o tych zmianach poinformować. Eksperci bezpieczeństwa ruchu drogowego sami musieli się do nich dokopać. Uczestnicy ruchu dowiedzą się więc o tym może pocztą pantoflową, komuś coś wspomni np. taksówkarz, przekazując własną interpretację, że „rowerzyści muszą teraz nas przepuszczać”…

I wszystko to na pewno cudownie wpłynie na nasze bezpieczeństwo, bo to o nie przecież chodzi, prawda? No i oczywiście cudownie wpłynie też na naszą kulturę jazdy. Na drogach będzie więc bezpieczniej i uprzejmiej. Na pewno.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Migracja w UE, czyli pyrrusowe zwycięstwo Kaczyńskiego nad Tuskiem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Jak zostać memem? Podbój internetu w stylu Jacka Protasiewicza zawsze kończy się tak samo
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Po ataku Iranu na Izrael. Zachód musi być i policjantem, i strażakiem
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Prawo do aborcji nie równa się obowiązkowi jej przeprowadzenia
Komentarze
Marzena Tabor-Olszewska: Co nas – kobiety – irytuje w temacie aborcji