Jedynym sposobem, jaki przyszedł do głowy prezesowi Prawa i Sprawiedliwości, by zainspirować słuchaczy, było wmawianie im, że ostatnie siedem lat to pasmo oszałamiających sukcesów, które media przemilczają lub zakłamują. Trzeba więc ruszyć w kraj i opowiedzieć wyborcom o tych sukcesach, co z pewnością przyniesie PiS wygraną w wyborach i trzecią kadencję rządów. „Ogłaszam mobilizację! Naprzód, naprzód i jeszcze raz naprzód” – wołał Jarosław Kaczyński.
Kłopot w tym, że jego koncepcja obarczona jest dwoma błędami. Po pierwsze, czy rzeczywiście obywatele, którzy widzą, jak maleje wartość nabywcza złotówki, jak szaleją ceny na stacjach benzynowych, jak drożeje żywność i energia, chcą słyszeć o tym, że Polska ma najlepszy rząd w historii. Sądzę, że pomiędzy obrazem kraju odmalowanym przez Kaczyńskiego a pojmowaniem rzeczywistości przez obywateli istnieje przepaść. A to może świadczyć o tym, że Kaczyński powoli traci słuch społeczny.
Czytaj więcej
Po sobotniej konwencji politycy partii Jarosława Kaczyńskiego ruszyli „w teren”. Opozycja mówi o „programowej pustce” rządzących.
Drugim problemem sobotniej „akademii ku czci PiS” był brak wizji. Z charyzmatycznego polityka, który potrafił snuć dalekosiężne wizje, Kaczyński zmienił się w buchaltera, nudnego księgowego, który jakby się wypalił zawodowo. Rzucał z głowy dziesiątkami liczb, ale było to równie pasjonujące, co przeglądanie rocznika statystycznego.
Polityk kilkakrotnie odwoływał się do PRL. Zarówno jeśli idzie o liczbę oddanych mieszkań, jak i budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego. Tylko że jeśli dla prezesa PiS epoka Gierka jest ważnym punktem odniesienia, to więcej mówi to o jego imaginarium, aniżeli o współczesnej Polsce.