W znakomitej książce "The Next Attack" Daniel Benjamin i Steven Simon piszą m.in. o ogromnym znaczeniu, jakie mają dla terrorystów produkowane przez nich filmy propagandowe. Ujęcia, w których odcina się głowy niewiernym, czy obrazy z samobójczych zamachów krążą w sieci i służą jako przesłanie dla świata Zachodu, by nie mieszał się w nie swoje sprawy.
Jednak, jak podkreślają autorzy, są także rodzajem narkotyku. Benjamin i Simon podają przykłady ekstremistów, którzy zasiadają przed komputerem i potrafią przez kilka godzin oglądać krwawe sceny kończące się zazwyczaj wznoszonymi przez morderców okrzykami "Allahu akbar". Te filmy mają łączyć miliony muzułmanów w religijnym odurzeniu i nienawiści do obcego.
Jak traktować ludzi, którzy podrzynając gardło niewinnemu człowiekowi, powołują się na swojego boga? Jak prowadzić dialog z islamem, w którym czołowi duchowi przywódcy nawołują do przemocy wobec żydów i chrześcijan? Jak rozmawiać z muzułmanami, dla których wideo z dekapitacją Piotra Stańczaka staje się wieczorną rozrywką? Na pewno nie powinniśmy wkraczać na tę samą ścieżkę wrogości i pogardy: słynne zdjęcia z Guantanamo i Abu Ghraib pozostają dla wielu radykałów idealnym narzędziem w antyzachodniej propagandzie. Ale nie możemy też wywieszać białej flagi i tłumaczyć każdego mordu "okupacją Palestyny" czy "masakrą niewinnych Irakijczyków".
Terrorystów trzeba ścigać i eliminować, odcinać od źródeł finansowania, a te rządy, które z nimi współpracują lub dają im schronienie, piętnować i karać. Trzeba być surowym, ale i sprawiedliwym. Fanatyzm zostawmy naszym wrogom.
Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/02/09/ponury-spektakl-terrorystow/]blog.rp.pl/magierowski[/link]