Z podobnymi sytuacjami mieliśmy wielokrotnie do czynienia w przeszłości. Wydawało się jednak, że czasy afery Rywina i wielu podobnych skandali mamy za sobą i polska klasa polityczna zrozumiała, iż podobnych numerów robić już nie można.
To prawda – leczenie ciężkiej choroby czasem trwa bardzo długo. Jednak na pewno w kuracji nie pomoże zaklinanie rzeczywistości, uparte utrzymywanie, że choremu nic nie dolega. Dlatego tyleż zadziwiające, co oburzające są reakcje niektórych polityków Platformy Obywatelskiej usiłujących relatywizować całkowicie jednoznaczną sytuację, w której się znaleźli wicepremier i senator. Nikt inny w Polsce chyba – poza częścią polityków rządzącej dziś koalicji – nie ma wątpliwości, że w obu przypadkach doszło do poważnych nadużyć, a na pewno do nadużycia zaufania społecznego.
Najsmutniejsze w całej tej sprawie jest milczenie premiera. Rozumiem, że Donald Tusk jest w sytuacji niezręcznej. Jeśli powie, że Waldemar Pawlak dopuścił się nadużyć, oznaczać to będzie wojnę w koalicji. Tym bardziej że na zapleczu rządu od dawna nie dzieje się najlepiej i napięcie – jak zwykle bywa pomiędzy koalicjantami po dłuższym czasie rządzenia – wzrasta.
Przypomnę przy okazji, jak wszyscy – słusznie – się oburzali, gdy Jarosław Kaczyński tolerował przez dłuższy czas tzw. seksaferę w Samoobronie i inne nieprzyzwoite zachowania w otoczeniu Andrzeja Leppera. Podobna sytuacja jest i dziś. Pawlak i Misiak naruszyli co najmniej dobre obyczaje i standardy uczciwości w polityce.
Dziś każda chwila działa na niekorzyść Donalda Tuska. Premier powinien jednoznacznie powiedzieć, że pewnych złych zachowań nie będzie tolerował. Tego możemy od niego oczekiwać, zanim odpowiednie organy państwa zbadają szczegółowo wszystkie zarzuty.