Przerażające scenariusze i przewidywania odnoszą się oczywiście do stanu niemieckiej gospodarki. Kolejni ekonomiści prześcigają się w kasandrycznych wizjach. Eksperci z instytutu RWI skorygowali właśnie swoją prognozę z -2 do -4,3 procent spadku PKB, a prestiżowy Niemiecki Instytut Badań nad Gospodarką (DIW) mówi o barierze 5 procent. Wszystkich przebili jednak analitycy Commerzbanku, według których gospodarka nad Renem skurczy się w tym roku o blisko 7 procent.

To mroczny obraz, także dla Polski – tak bardzo uzależnionej od tego, co dzieje się u naszego zachodniego sąsiada. Niestety, najgłębszy od czasów wojny kryzys zbiegł się z kampanią przed zaplanowanymi na wrzesień wyborami do Bundestagu, co sprawia, iż większość polityków, podejmując decyzje i składając obietnice, myśli najpierw o swoim elektoracie, a dopiero później o zasadach rządzących ekonomią.

Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, że największa gospodarka w Europie jest na tyle zdrowa i silna, że przetrwa światowe turbulencje w niezłej formie. Niewykluczone jednak, że przez polityczny klincz, w jakim znalazły się główne partie, kryzys okaże się dla Niemiec zabójczy. Kanclerz Angela Merkel jest sparaliżowana: atakują ją socjaldemokraci z SPD, z którymi jest dzisiaj w koalicji, choć bardzo ją to męczy; krytykują ją liberałowie z FDP, z którymi chciałaby stworzyć rząd po wyborach; nawet siostrzana bawarska CSU coraz częściej pozwala sobie na zgłaszanie "zdania odrębnego". A za plecami czai się jeszcze rosnąca w siłę radykalna lewica (Die Linke), która zaciera ręce, gdy widzi, jak bardzo ludzie rozczarowali się kapitalizmem.

Dla całej Europy będzie lepiej, jeśli Angela Merkel poradzi sobie z tym kłębowiskiem żmij i wyprowadzi gospodarkę na prostą, wyrzucając na śmietnik historii wszystkie wyrazy na "H".

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/magierowski/2009/03/23/niemiecki-horror/]blog.rp.pl/magierowski[/link]