Wałęsa między wielkością i sikaniem

Wielcy ludzie dalej widzą, szybciej myślą, mają mocniejszą wolę i silny charakter. Prawdziwi przywódcy – czy to Józef Piłsudski, czy kardynał Stefan Wyszyński, czy Lech Wałęsa – mają to nieuchwytne coś, co sprawia, że się ich słucha.

Aktualizacja: 27.03.2009 21:50 Publikacja: 27.03.2009 21:48

[b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/03/27/walesa-miedzy-wielkoscia-i-sikaniem/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Potrafili przechytrzyć los i osiągnąć to, co nikomu innemu się nie udało. Nie znaczy to wszakże, że wolni są od słabości. Ba, z pewnego punktu widzenia ich wielkość często okazuje się czymś dwuznacznym.

Nawet w przypadku duchowego, nie politycznego tylko przywódcy narodu, jak kardynał Wyszyński, jego najważniejsze decyzje, jak choćby ta o zawarciu porozumienia z komunistycznym rządem w latach 50., mogła przynieść katastrofalne rezultaty. Wystarczyło przecież, by komuniści zachowali więcej rozsądku, przebiegłości i chytrości, a wówczas zamiast bohatera narodowego kardynał mógłby okazać się kolaborantem – co mu wówczas zresztą wielu zarzucało. Gdzie kryje się zatem tajemnica? Dlaczego jednym się udaje, a innym nie? Dlaczego spośród wielu działaczy związkowych, z których każdy wydawałoby się był lepiej przygotowany do objęcia rządu dusz niż Lech Wałęsa, ostatecznie wygrał ten ostatni? Nie sposób jednoznacznie powiedzieć. Ilekroć próbuje się taką odpowiedź znaleźć, wyniki okazują się zdumiewające. Czasem wydaje się wręcz, że tym, co zapewnia wielkość, jest pewne ograniczenie wyobraźni, zadufanie w sobie, przeświadczenie o własnej misji i potworny, nieludzki wprost upór. Wręcz megalomania.

Zgadzam się, trudno pogodzić się z taką odpowiedzią. I nic dziwnego, że często wielcy ludzie stają się ofiarami tego, co nazwałbym „perspektywą gospodyni proboszcza”. Patrzy się wtedy na nich nie przez to, co wyniosło ich ponad ogół, ale sprowadza się do tego co ludzkie, arcyludzkie. Do słabostek, głupoty, upadków, egoizmu.

Myślę, że ofiarą takiego podejścia stał się właśnie Lech Wałęsa. Autor jego ostatniej, wydanej przez Arcana biografii, Paweł Zyzak, zadał sobie dużo trudu, by dotrzeć do ludzi znających młodość przywódcy „Solidarności”. Tylko co z tego? Bezkrytycznie opierając się na anonimowych wypowiedziach, spisując jak leci donosy życzliwych, udowodnił, że świat jest pełen zawiści. I że nie ma takiej bzdury, której nie dałoby się powiedzieć. I że im człowiek więcej osiąga, tym bardziej ci, którym się nie udało, chcą się na nim odegrać.

Szkoda, że prawdziwa dyskusja o roli Wałęsy nie toczy się zgodnie z regułami zakreślonymi w krytycznej, ale i rzetelnej książce Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza. Szkoda, że zamiast zastanawiać się nad poważnymi problemami – w jaki sposób Wałęsie udało się z jednej strony przezwyciężyć epizod współpracy z SB, z drugiej zaś dlaczego tak negatywnie wpłynął na jego prezydenturę – dyskutujemy o nieślubnych dzieciach, sikaniu do chrzcielnicy i waleniu sztachetami. Poniżanie Wałęsy to droga donikąd.

[b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/03/27/walesa-miedzy-wielkoscia-i-sikaniem/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Potrafili przechytrzyć los i osiągnąć to, co nikomu innemu się nie udało. Nie znaczy to wszakże, że wolni są od słabości. Ba, z pewnego punktu widzenia ich wielkość często okazuje się czymś dwuznacznym.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Komentarze
Bogusław Chrabota: Pomysł Giertycha. Zamach stanu, czy tylko awanturnictwo?
Komentarze
Estera Flieger: Platforma Obywatelska przegra za chwilę kolejne wybory
Komentarze
Bogusław Chrabota: Szymon Hołownia do rządu
Komentarze
Jan Zielonka: Jak dać szansę demokracji?
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Fałszerstwo wyborów czy polityczny teatr? Czy Donald Tusk kontroluje emocje elektoratu po przegranej Rafała Trzaskowskiego