[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2009/04/03/bezpieczniej-finansowac-partie-z-budzetu/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Żądając zniesienia finansowania partii z budżetu, politycy PO wiedzieli doskonale, że po wprowadzeniu takiego zapisu byliby w zdecydowanie lepszej sytuacji od konkurentów. Nie przypadkiem przecież nie chcą zdradzić, ile pieniędzy mają dziś na koncie. Pytany o to w Sejmie premier Donald Tusk, nie udzielił odpowiedzi.
PiS nie zachowywało się zresztą lepiej. Broniąc obecnych zapisów, partia usiłowała strzec swojej uprzywilejowanej pozycji – jednego z dwóch największych i najlepiej opłacanych ugrupowań.
Trzeba jasno powiedzieć – dotychczasowy sposób finansowania partii był zły. Dobrze więc, że choć trochę został zmieniony. Dobrze, że zakazano reklamowania partii na billboardach. Że poza kampaniami wyborczymi zakazano kupowania spotów telewizyjnych, choć to tylko półśrodek i powinno się tego procederu zakazać całkowicie.
Na szczęście nie doszło do zupełnej blokady finansowania partii przez budżet. Taka sytuacja mogłaby prowadzić do poważnych zagrożeń. Politycy byliby zmuszeni do poszukiwania pieniędzy w bardziej kontrowersyjny sposób. A historia z byłym senatorem PO Tomaszem Misiakiem czy wątpliwości na temat finansowania swej kampanii przez Janusza Palikota pokazują, jak łatwe jest przekraczanie dopuszczalnych granic oraz jak blisko siebie wciąż znajdują się biznes i polityka.