[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/05/dominik-zdort-pani-minister-ktora-podpalila-uniwersytet/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Na coś takiego nie pozwoliło sobie w czasie swoich rządów nawet Prawo i Sprawiedliwość, choć stale było w ostrym konflikcie ze środowiskami naukowymi. Jarosław Kaczyński krytykował niektórych polskich intelektualistów, ale wolał działać zgodnie z zaleceniem Jacka Kuronia, który radził kiedyś: "nie palcie komitetów, zakładajcie własne". Szef PiS w kampanii wyborczej zapowiadał utworzenie nowego uniwersytetu, który miał "wskazywać drogi nie tylko w sferze intelektualnej, ale także w sferze moralnej". Ten pomysł zresztą też wywołał powszechne oburzenie w naukowym salonie.
Minister Kudrycka posunęła się dużo dalej. Postanowiła "spalić" krakowską Jagiellonkę tylko po to, aby przy okazji mogła spłonąć jedna praca magisterska na Wydziale Historii. A to musiało oburzyć nawet najbardziej przychylnych rządowi Tuska profesorów. W mediach zaroiło się od wypowiedzi znanych naukowców, którzy zastrzegali wprawdzie, że brzydzą się pracą Zyzaka (choć jej nie czytali), ale zaraz twardo dodawali: wara rządowi od uniwersytetów!
W sobotę Tusk oznajmił, że kategorycznie zażądał od minister nauki wycofania wniosku o kontrolę na krakowskiej uczelni. Jej polecenie nazwał zaś nadgorliwością. Nie wiemy, czy premier tylko dba o przychylność profesury dla PO, czy też zrozumiał, dlaczego nadgorliwość Kudryckiej była naganna?
A to jest proste: teraz autorzy prac magisterskich i doktorskich, a także ich promotorzy, zanim wybiorą temat pracy, trzy razy się zastanowią, czy odpowiada on poglądom rządzących i czy nie zaszkodzą swojej uczelni.