Partia rządząca od pewnego czasu utrzymuje bezpieczną 20-punktową przewagę nad opozycyjną i nawet jeśli założyć, że sondażownie w pewnym stopniu się mylą, to jedno jest oczywiste: ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego nie potrafi wyjść poza swój tradycyjny elektorat i nie ma szans na wyborcze zwycięstwo. W Polsce wciąż nie mamy normalnej opozycji.
Donald Tusk mówił jakiś czas temu, że jego partia nie ma z kim przegrać. Dodał wtedy, że może przegrać jedynie z samym sobą, ale dziś nawet to zastrzeżenie wydaje się na wyrost. Rząd Platformy notorycznie przegrywa bowiem „z samym sobą" – media codziennie wymieniają dziesiątki błędów i zaniechań tego gabinetu – a jednak wciąż PO bije rekordy sondażowej popularności.
Można przyczyn tego sukcesu doszukiwać się w poparciu większości mediów dla Platformy, a raczej w ich niechęci do głównego rywala partii Tuska – Prawa i Sprawiedliwości. Jednak nie wolno nie dostrzegać, że PiS robi bardzo wiele, aby potwierdzić tezę o tym, iż jest partią niesympatyczną i niewartą poparcia.
Prezentacja białej księgi w sprawie katastrofy smoleńskiej była klasycznym przykładem niewykorzystanej szansy. Sprawa jest ważna, bo Jarosław Kaczyński swoim ruchem przymusza Donalda Tuska do odwlekanej przez dłuższy czas prezentacji raportu rządowego. Jednak trzech smutnych panów z PiS siedzących nieruchomo za ogromnym stołem prezydialnym było zaprzeczeniem politycznej atrakcyjności.
Godne docenienia jest, że zarzuty zawarte w białej księdze brzmią zdroworozsądkowo i dalekie są od radykalizmu, warto też pochwalić wstrzemięźliwość Antoniego Macierewicza, który nie dał się sprowokować dziennikarzom próbującym nakłonić go do wyrażenia opinii, iż w Smoleńsku doszło do zamachu. Ale równocześnie ten sam polityk nie da się polubić, gdy w mało grzeczny sposób beszta osoby zadające mu pytania.