Jeden izraelski żołnierz za tysiąc palestyńskich więźniów. I nie chodzi wcale o marszałka, generała czy choćby pułkownika, znającego jakieś kluczowe wojskowe sekrety. Żołnierz ten to Gilad Szalit, zwykły, młody człowiek odbywający w momencie uprowadzenia służbę zasadniczą. Miał wówczas 19 lat i rangę kaprala.
Wymiana jeńców to wspaniały moment dla rodziny Gilada, która od pięciu lat prowadziła kampanię mającą na celu jego uwolnienie. A jednocześnie to moment niezwykle tragiczny dla rodzin Izraelczyków zamordowanych przez zwalnianych obecnie terrorystów. Ci ludzie czują się zdradzeni i oszukani przez własne państwo. Trudno im się dziwić.
To była zapewne najtrudniejsza decyzja w karierze premiera Benjamina Netanjahu. Zwyciężyła jednak słynna izraelska zasada, że „nigdy nie zostawia się własnych żołnierzy poza linią wroga". Każdy obywatel Izraela — w kraju tym obowiązkową służbę wojskową odbywają także kobiety — musi mieć gwarancję, że jego rząd zrobi wszystko by wydostać go z tarapatów.
Trudno jednak nie zgodzić się z ekspertami, którzy ostrzegają, że wymiana została odebrana przez Hamas i innych wrogów Izraela jako dowód na jego słabość. Że sprowokuje skrajne organizacje do porywania kolejnych żołnierzy i stawiania kolejnych, jeszcze dalej idących żądań. Statystyki wskazują również, że około 60 procent zwalnianych terrorystów wraca do swojego procederu.
Czy tak będzie i tym razem? Szalit w pierwszym, niezwykle wzruszającym wywiadzie powiedział, że cieszy się ze zwolnienia Palestyńczyków. Liczy, że nie będą już dokonywali zamachów, a wymiana otworzy drogę do pokoju na Bliskim Wschodzie. Na razie więc pozostaje nam cieszyć się wraz z rodziną, która odzyskała syna i mieć nadzieję, że przepowiednia Szalita się sprawdzi.