Mógłby. Ale nie wyjdzie.
Po pierwsze partia nie poszła za ciosem jakim była błyskawiczna decyzja o ukaraniu Adama Hofmana, Mariusza Antoniego Kamińskiego i Adama Rogackiego. W PiS uznano, że trzeba zamknąć sprawę i skupić się na dokończeniu przekazu, który wcześniej zaplanowano na tę część kampanii. Tak się nie da.
Decyzja Jarosława Kaczyńskiego o pozbyciu się współpracowników, po tym jak pojawił się cień podejrzenia, że mogli wyłudzić pieniądze, nie była polityczną kalkulacją. Wynikała z jego osobistej uczciwości. Sama myśl o takim postępowaniu napawa go obrzydzeniem. Taka jest też większość jego otoczenia.
Jedni mniej, inni bardziej chcieli pozbyć się Hofmana i jego kompanów. Większość osobiście nie toleruje takich standardów. W tym kontekście niesprawiedliwe były oskarżenia pod adresem głównego partyjnego rywala Hofmana - Joachima Brudzińskiego. Poszanowanie tego typu zasad jest dla niego ważniejsze niż osobiste urazy.
Wola prezesa już w pierwszych godzinach została świetnie opakowana. Nowy rzecznik Marcin Mastalerek nie tłumaczył się za byłych kolegów. Wskazał tylko, że PiS jest partią innych standardów i przypomniał, że polityczna konkurencja ma w swoich szeregach kilku polityków o zszarganej reputacji.