Ksenomorf, czyli „Obcy…”

W 1976 r. powstało dzieło „Necronom IV” ujawniające fascynację H.R. Gigera dokonaniami mistrza grozy literackiej H.P. Lovecrafta, a zarazem będące pierwowzorem wizji Obcego z filmu Ridleya Scotta.

Publikacja: 21.04.2022 20:49

Ksenomorf, czyli „Obcy…”

Foto: H.R. Giger

Ostre zaburzenia snu, na które Giger cierpiał już wcześniej, w latach 70. się nasiliły. Urodzony 5 lutego 1940 r. w Szwajcarii artysta śnił koszmary. Pierwsze dzieła plastyczne miały być dla niego formą terapii przez sztukę. Ostatecznie nocne widma stały się źródłem twórczości, pokarmem dla niepowstrzymanej wyobraźni. Pierwszy album prac, zatytułowany „Necronomicon”, ukazał się w 1977 r. To ta publikacja uświadomiła Ridleyowi Scottowi, że musi zatrudnić Gigera – natychmiast. Po kilku latach ukazał się kolejny album, zatytułowany po prostu „Necronomicon II”. Obie publikacje to zapis osobistych cierpień i jądro przekazu artystycznego Gigera: z otchłani złych snów wyłaniała się propozycja estetyczna, która miała współkształtować smak wizualny twórców i odbiorców sztuki na przełomie XX i XXI w.

Czyściec cyborgów

Dwa źródła lęków i fascynacji współczesności – cielesność i technologia. W ostatnich dekadach XX stulecia ciało stało się niemal synonimem istnienia. Odarte z pierwiastka duchowego, którego zrozumienie i pielęgnowanie okazało się w świecie zdominowanym przez racjonalność i materializm zbyt trudne, ciało urosło do rangi obiektu kultu i jedynego wymiaru człowieczeństwa, o który warto zadbać, bo jest widomym znakiem naszej kondycji, w każdym sensie tego słowa: fizycznej, psychicznej, ekonomicznej, społecznej. Cielesność zawładnęła kulturą. Nigdy wcześniej nie mogła stać się tak doskonała, ale też nigdy wcześniej nie była tak sztuczna. Człowiek współczesny dysponuje niezliczonymi metodami przezwyciężania ograniczeń własnej cielesności i poprawiania jej, pożąda cielesności doskonałej, a równocześnie obawia się, że ciało go zawiedzie, przestanie działać, przeminie. Poddaje więc swoje ciało najrozmaitszym kuracjom: ekstremalnemu wysiłkowi, nieustannej kontroli medycznej, chirurgii plastycznej, rytuałom korekty i upiększania w specjalnie do tego celu stworzonych instytucjach. I korzysta z „przedłużeń” ciała, które mają wspomagać go w radzeniu sobie z rzeczywistością i zastępować mu nie w pełni wydolny organizm. Te „rozszerzenia” ciała są już domeną technologii: roboty kuchenne wykonują pracę dawniej ręczną, sprzęty domowe robią wszystko lepiej i szybciej, skomplikowane mechanizmy zastępują w zakładach przemysłowych robotników.

Tej technologicznej utopii towarzyszy jednak również coraz silniejszy lęk. Czy jesteśmy jeszcze w stanie kontrolować działanie wszystkich urządzeń? Czy nadążamy za nimi? Istota ludzka zamieszkująca dzisiaj swój świat ulega cyborgizacji. Cyborg, sztuczna, ale doskonalsza niż oryginał imitacja człowieka, to uniwersalna, wielofunkcyjna, w znacznej mierze autonomiczna skorupa, której integralną częścią jest też mechanizm sterujący. Zaletą zmechanizowanej skorupy jest jej formalne, fizyczne i użyteczne piękno, straszliwym brakiem – wewnętrzna pustka. Cyborgizacja jest jednocześnie przedmiotem pożądania i przekleństwem.

Apoteoza lęku

Taką opowieść o sobie samym, przewrotną apoteozę fascynacji i lęku, odnajduje uważny odbiorca w twórczości Gigera. Jego sztandarowe dzieło, ksenomorf, jest skorupą idealnie skończoną – ciało stwora jest w całości bronią i pancerzem, nawet płyn wydzielany po zranieniu nie jest symbolicznym odpowiednikiem niewinnej krwi, ale żrącym kwasem, zagrożeniem dla broniącej się ofiary. Zarazem jednak stanowi bezduszną maszynę do zabijania. Nie tworzy niczego, nie wiąże się z innymi osobnikami w społeczność, jest w pełni samodzielny, nieprawdopodobnie odporny i imponująco wydajny, a istnieje tylko po to, by niszczyć. Jest też w ohydny sposób pociągający.

Bo zwieńczeniem fascynacji jest pożądanie. Seksualny kontekst wizji szwajcarskiego artysty jest oczywisty. Metalicznie gładkie, lśniące, eliptyczne i sferyczne, wrysowane w łuk wypukłości, nagie ciała budzą skojarzenia erotyczne, kuszą zmysłowością na granicy perwersji – a nierzadko już poza tą granicą. Pozornie nieskazitelne, napiętnowane zostały jednak swoistą sygnaturą estetyczną artysty – są biomechaniczne, istnieją w symbiozie składnika naturalnego i sztucznego, a przez to połączenie obcych sobie materii ulegają zniekształceniu. Jak inne ikony kultury masowej, lalki Barbie czy postacie z mangi lub anime, reprezentują hipersymetrię, proporcje przejaskrawione i nieludzkie. Tym samym postacie i układy kształtów, na pierwszy rzut oka piękne, zmieniają się w demony. Budzą odrazę i lęk. Ciekawe, że w twórczości Gigera prawie nie pojawia się czerwień. Wypreparowane zjawy z rysunków i obrazów nie krwawią, wprost przeciwnie – odpychają chorobliwie bladym odcieniem.

Demoniczno-apokaliptyczną wymowę wizji świata uprzedmiotowionych cyborgów wzmacniał Giger stosowanymi technikami. Zaczynał w młodości od małych rysunków wykonywanych tuszem, potem, kiedy na początku lat 70. ukazało się jego pierwsze portfolio, a on sam zyskał przychylność europejskiej publiczności galerii, coraz częściej sięgał po pastele i farby olejne, jednak ostatecznie to tradycyjne instrumentarium warsztatu plastycznego nie zdominowało jego dokonań. Gdy rozpowszechnił się aerograf, Giger od razu sięgnął po ten nowy środek. Aerograf to narzędzie niezwykle precyzyjne, służące rozpylaniu farby strumieniem powietrza. Dzięki regulacji i wymiennym końcówkom artysta posługujący się aerografem może bardzo równomiernie rozprowadzać farbę po powierzchni, uzyskując efekt niemal fotograficzny. W takiej stylistyce jak Gigerowska – chłodnej, szczegółowej, skoncentrowanej na symetrii i drobiazgu – było to urządzenie czymś znacznie więcej niż tylko techniczną nowinką: było najskuteczniejszym nośnikiem zamierzonego przez twórcę efektu. Podobnie jak wielu innych użytkowników aerografu, również Giger nie uniknął zarzutów wysuwanych przez zwolenników bardziej tradycyjnego pokrywania podkładu farbą – dokładność i mechaniczna nieomylność narzędzia miałaby zabijać spontaniczność artystycznego gestu. Ale w przypadku kreatora fantastycznej rzeczywistości biomechanicznej krytycy formułujący takie oskarżenia sami narażali się na zarzut ignorancji – wszak biomechaniczne byty Gigera tak właśnie miały wyglądać. Co nie znaczy oczywiście, że plastyk rozstał się bezpowrotnie z wcześniej używanymi technikami. Wprost przeciwnie, regularnie do nich powracał, zwłaszcza tworząc dzieła wielkoformatowe. Niemniej już na zawsze zostanie zapamiętany jako ten, który stworzył wizerunek Obcego.

Oryginalny nie znaczy jedyny

Warto tu jeszcze wspomnieć o dwóch kwestiach. Po pierwsze, choć oryginalność dzieła szwajcarskiego awangardzisty jest bezdyskusyjna, to jako demaskator współczesnych lęków i mrocznych fascynacji nie był osamotniony. Budzić niepokój i bezkompromisowo, bez znieczulenia sięgać w pokłady ludzkiej podświadomości – to swoista dewiza awangardy artystycznej w całym minionym stuleciu, a zapewne również w obecnym.

Wiek XX nie szczędził swoim pokoleniom traumatycznych przeżyć i wielu twórców szukało właściwego języka na artystyczne przetworzenie tych traum, nie stroniąc przy tym od strategii szoku, zaskoczenia, brzydoty i bolesnej przesady, drastycznie unicestwiających przytulne konwencje odbioru, do których bywalcy galerii byli przyzwyczajeni. Giger wśród swoich mistrzów wymieniał Salvadora Dalego i Ernsta Fuchsa. Do twórców pokrewnych mu, jeśli chodzi o sposób interpretacji współczesnej kultury i stylistykę, można zaliczyć m.in.: Eschera, Beksińskiego, Starowieyskiego, Siudmaka czy Sorayamę, na drugim planie również Warhola oraz wielu innych. W tej grupie powinni się też znaleźć pisarze, filmowcy i kompozytorzy, choćby dlatego, że sztuka od dawna przekracza wąskie ramy jednego wyizolowanego medium. Dzielą ich środki wyrazu i techniki, odmienny sposób angażowania zmysłów, zasięg oddziaływania, a nawet odmienne poglądy na funkcję aktywności artystycznej. Spaja, ponad wszelkimi podziałami, wrażliwość na upiory świata takiego, jakim jest dzisiaj.

Drugi problem wynika właściwie z pierwszego. Gigera ustawiono w jednym rzędzie z rzemieślnikami zatrudnionymi w branżach masowego przemysłu kulturalnego: twórcami okładek popularnych powieści, autorami komiksów, scenografami w dochodowych przedsięwzięciach filmowych. Sam Giger nie ułatwiał swoim wielbicielom uwolnienia go od tej etykiety, angażując się w wiele projektów o charakterze komercyjnym. W rezultacie do dzisiaj jego nazwisko pojawia się w licznych specjalistycznych wypowiedziach na temat sztuki współczesnej gdzieś na marginesie działalności artystów „prawdziwych”. Ale czy obecnie – pytanie może wydać się retoryczne, bo dyskusja na ten temat trwa od dość dawna i choć nie znalazła do tej pory ostatecznego rozstrzygnięcia, zdaniem niejednego krytyka jest zwyczajnie bezzasadna – wolno jeszcze dzielić sztukę na wysoką i tę tylko popularną? A jeśli tak, to jakim kryteriom powinny sprostać dzieła Gigera, artysty zmarłego 12 maja 2014 r., aby jego prace doczekały się akceptacji ze strony profesjonalnych znawców sztuki? To jeszcze jeden dylemat, który otwiera twórczość Gigera. I chyba jedyną satysfakcjonującą odpowiedzią będzie taka, która akcentuje walor estetyczny i filozoficzny dzieła plastyka z Chur. Przypomina nam ona, że H.R. Giger miał ludzkości coś do przekazania, a grono tych, którzy chcieli go wysłuchać, a raczej zobaczyć, znacznie wykraczało poza wąskie ramy entuzjastów jednego gatunku kultury popularnej.

Ostre zaburzenia snu, na które Giger cierpiał już wcześniej, w latach 70. się nasiliły. Urodzony 5 lutego 1940 r. w Szwajcarii artysta śnił koszmary. Pierwsze dzieła plastyczne miały być dla niego formą terapii przez sztukę. Ostatecznie nocne widma stały się źródłem twórczości, pokarmem dla niepowstrzymanej wyobraźni. Pierwszy album prac, zatytułowany „Necronomicon”, ukazał się w 1977 r. To ta publikacja uświadomiła Ridleyowi Scottowi, że musi zatrudnić Gigera – natychmiast. Po kilku latach ukazał się kolejny album, zatytułowany po prostu „Necronomicon II”. Obie publikacje to zapis osobistych cierpień i jądro przekazu artystycznego Gigera: z otchłani złych snów wyłaniała się propozycja estetyczna, która miała współkształtować smak wizualny twórców i odbiorców sztuki na przełomie XX i XXI w.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie