Trzecie bankructwo PRL

Gorbaczow zgodził się na zmiany ustrojowe w Polsce, ale odmówił pomocy gospodarczej

Aktualizacja: 25.02.2008 20:17 Publikacja: 25.02.2008 00:17

Trzecie bankructwo PRL

Foto: Reporter

Pod koniec lat osiemdziesiątych po raz kolejny załamał się cały system gospodarczy PRL. Rozbudowany przemysł nie był w stanie obsłużyć nawet branży spożywczej, która dostarczała jedną trzecią towarów na rynek. Zrzeszenie Fructopol zamówiło na 1988 rok 32 mln słoików, ale huty szkła potwierdziły dostawy 8 mln. Huty potrzebowały dewiz, więc eksportowały słoje na Węgry. Polska następnie kupowała węgierskie przetwory, które mogły być wyprodukowane na miejscu. Ministerstwo Rolnictwa wyliczało, że dostawy blachy zapewnią produkcję tylko 60 procent puszek, zabraknie 25 procent polietylenu, 30 procent różnych folii, 42 procent papieru i 58 procent tektury. Deficyt maszyn i opakowań pogłębiany był przez zużycie maszyn, które sięgało 60 procent. Dyrekcje przetwórni narzekały, że importowanych w latach siedemdziesiątych linii produkcyjnych nie ma czym naprawiać, bo brak jest części zamiennych.

Nie było też ubrań. Rajstopy pojawiały się tylko na targach. W sklepach stały się taką rzadkością, że sprzedawcy ustawili na stałe napisy: „Rajstop brak”. Nie brakowało towaru na targowiskach, jednak ceny były bardzo wysokie – np. eksportowe garnitury kosztowały 100 tys. zł. Rząd próbował ratować sytuację i podjął decyzję o zakupie surowca dla przemysłu lekkiego, a mimo to producenci zrzeszeni np. w Merineksie mieli ogromne problemy z zakupem wełny. Nic dziwnego, że „w pierwszej połowie 1988 roku przemysł lekki dostarczył 85 procent tego co rok wcześniej, który też był fatalny pod kątem zaopatrzenia” – informowało „Życie Gospodarcze”.

Kraj był zacofany także pod względem infrastruktury. W 1987 roku w Polsce przypadało 12,2 aparatu telefonicznego na 100 mieszkańców, gdy średnia dla Europy wynosiła 40. Co trzydzieste gospodarstwo domowe miało telefon. Prawie 8 tys. miejscowości nie miało jakiegokolwiek kontaktu ze światem. Około 30 tys. abonentów nie mogło korzystać z telefonów całodobowo z powodu ręcznie obsługiwanych central. Obywatel PRL czekał na telefon 10 – 12 lat. Nie sposób było kupić czarno-białego telewizora, nie mówiąc o kolorowym. Części do samochodów można było kupić po znajomości albo na giełdzie na Bemowie, bo w Polmozbycie ich nie było.

– Nierównowaga popytu i podaży pogłębia się – pisał Maciej M. Krzak w sierpniowym wydaniu „ŻG” z 1988 roku. – W 1978 roku na rynek dostarczono 1063 tys. szt. telewizorów, przy zapasach w handlu wynoszących 722 tys. szt. W 1987 roku dostawy odbiorników TV do handlu wyniosły 722 tys. szt., a zapasy 66 tys. sztuk. Do sklepów w 1978 roku dostarczono 979 tys. lodówek i zamrażarek, przy zapasach w handlu 414 tys. sztuk. W 1987 roku do sklepów dostarczono 906 tys. sztuk tych urządzeń przy zapasach 71,9 tys. sztuk. Handlowe magazyny pustoszały od 1972 roku. Początkowo zapasy starczały na 94 – 99 dni pracy sklepów, w 1981 roku spadły do 45 dni, a w 1987 roku do 25 dni dla proszków do prania, 26 dni dla lodówek i zamrażarek, 25 dni dla pralek i wirówek elektrycznych, 33 dni dla telewizorów, co oznaczało braki towarów w sklepach. Na 30 czerwca 1988 roku przedsiębiorstwa państwowe miały 1735 mld zł, których nie miały na co wydać, natomiast ludność dysponowała 1757 mld zł (niezdeponowane w bankach) – łącznie tzw. nawis inflacyjny liczył 3,5 bln zł. Dla porównania dochody budżetu państwa w 1987 roku wyniosły ok. 5,85 bln zł. Państwowi monopoliści podnosili ceny, chcąc dogonić inflację. Indeks cen konsumpcyjnych wzrósł w 1987 roku o 25,3 procent, a rok później o 61,3 procent. Państwo regulowało ceny skupu, które nie mogły dogonić podwyżek cen. Rolnicy nie mieli z czego inwestować i w pierwszej połowie 1988 roku po raz kolejny spadło pogłowie świń, co szybko przełożyło się na mniejszą produkcję wędlin.

Przywrócić równowagę miał wzrost cen. 1 lutego 1988 roku rząd ogłosił największe od sześciu lat podwyżki cen żywności. Podobnie jak wcześniejsze nic one jednak nie dały, bo pensje rosły w szybszym tempie. Rząd zaproponował rekompensatę 1760 zł, a OPZZ domagał się 6 tys. zł, ale takich pieniędzy nie było w państwowej kasie. W 1988 roku płace wzrosły o 14,4 procent. Inflacja wymknęła się spod kontroli. W 1988 roku rząd planował ją na wysokości 44,5 proc., a według obliczeń prof. Wilczyńskiego wyniosła 85 procent.

14 lipca 1988 roku Jaruzelski i Gorbaczow spotkali się w Warszawie. Gorbaczow zgodził się na wprowadzenie zmian ustrojowych w Polsce i dodał, że Polska sama musi rozwiązywać swoje problemy gospodarcze i nie może liczyć na pomoc ZSRR.

Powodem tolerancyjnego stanowiska Moskwy były kłopoty gospodarcze ZSRR, które wyjaśnił Jegor Timorowicz Gajdar w wywiadzie dla „Rynków Zagranicznych”: – ZSRR i kraje socjalistyczne były silnie uzależnione od importu artykułów rolno-spożywczych. W 1983 roku ZSRR zakupił 11 mln t żywności, wydając na to jedną trzecią zapasów walutowych. Wydatki na ten cel rosły z roku na rok, sięgając w połowie lat osiemdziesiątych około 22 mld dolarów. Sytuację pogarszał fakt, że ZSRR nie potrafił produkować nic, poza pewnymi rodzajami uzbrojenia, co można było sprzedać za walutę wymienialną. Produkcja eksportowa wynosiła zaledwie 2 procent całej produkcji. Była to immanentna cecha socjalistycznej gospodarki w tym wydaniu, które trwało od 1928/1929 roku. Cała gospodarka i jej egzystencja zależały od sprzedaży ropy i gazu.

Pod koniec lat osiemdziesiątych po raz kolejny załamał się cały system gospodarczy PRL. Rozbudowany przemysł nie był w stanie obsłużyć nawet branży spożywczej, która dostarczała jedną trzecią towarów na rynek. Zrzeszenie Fructopol zamówiło na 1988 rok 32 mln słoików, ale huty szkła potwierdziły dostawy 8 mln. Huty potrzebowały dewiz, więc eksportowały słoje na Węgry. Polska następnie kupowała węgierskie przetwory, które mogły być wyprodukowane na miejscu. Ministerstwo Rolnictwa wyliczało, że dostawy blachy zapewnią produkcję tylko 60 procent puszek, zabraknie 25 procent polietylenu, 30 procent różnych folii, 42 procent papieru i 58 procent tektury. Deficyt maszyn i opakowań pogłębiany był przez zużycie maszyn, które sięgało 60 procent. Dyrekcje przetwórni narzekały, że importowanych w latach siedemdziesiątych linii produkcyjnych nie ma czym naprawiać, bo brak jest części zamiennych.

Pozostało 83% artykułu
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater