Republika Tarnobrzeska: Chłopskie "państwo" na terytorium Polski

Upadek mocarstw zaborczych i odzyskanie niepodległości w 1918 r. było na tyle gwałtowne, że zanim okrzepła nowa polska administracja, w wielu rejonach kraju panował chaos i toczyła się zacięta walka o władzę. Sprzyjało to powstawaniu efemerycznych, zrewoltowanych quasi-państewek, takich jak Republika Tarnobrzeska.

Aktualizacja: 26.11.2021 10:09 Publikacja: 09.11.2021 18:00

Uroczystość usunięcia słupa granicznego między Galicją a Królestwem Polskim w Brzózie (pow. tarnobrz

Uroczystość usunięcia słupa granicznego między Galicją a Królestwem Polskim w Brzózie (pow. tarnobrzeski), 4 listopada 1918 r.

Foto: Muzeum Niepodległości/EAST NEWS

Tarnobrzeg przeżywał prawdziwy chłopski najazd. Jeszcze nigdy tylu włościan nie zjawiło się jednocześnie w tym powiatowym galicyjskim miasteczku. Wielotysięczny tłum rozlał się niczym powódź po wąskich uliczkach, kierując się w stronę punktu zbornego wyznaczonego przez organizatorów manifestacji pod siedzibą żandarmerii. Po pewnym czasie z budynku wyszedł komendant por. Tomasz Dąbal w towarzystwie ks. Eugeniusza Okonia, wikarego z małej parafii pod Rozwadowem. To oni powiedli masy chłopskie na rynek, pod „Bartosza", jak w Tarnobrzegu potocznie nazywano pomnik chłopskiego bohatera z czasów insurekcji kościuszkowskiej, Bartosza Głowackiego. Ks. Okoń, pomimo nadwagi i krępującej ruchy sutanny, sprawnie wspiął się na cokół pomnika i zaczął przemawiać do zgromadzonych. Był świetnym mówcą, znającym i rozumiejącym problemy i rozterki swoich słuchaczy, przewodząc wielotysięcznemu wiecowi, czuł się niczym ryba w wodzie.

„Żołnierze, robotnicy i ty, biedoto chłopska! – krzyczał ks. Okoń. – Zawitał do nas wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności, za tyle wyzysku. (...) Ta ziemia, której broniłeś, tobie ma przypaść, a ty chłopie, który pracowałeś w pocie czoła po dworach pańskich za marne pomieszczenie po czworakach i garść soczewicy, (...) ty, którego widok oblicza jaśnie pana wprawiał w drżenie i strach zarazem, tak że na nogach twych portczęta ze strachu latały jak na wrzecionie. Ty chłopie, ty robotniku, odetchnij dziś całą piersią, bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd drżeć będzie przed tobą. Bóg tak sprawił, że poniżani będą wywyższeni!". Dalej mówca tłumaczył, że c.k. monarchia upadła, że austriackich urzędników już nie ma, ale nie należy dopuścić do władzy tych, którzy zabetonują na powrót półfeudalne stosunki panujące w powiecie tarnobrzeskim. „Władza cała przechodzi, chłopie, w twoje ręce; jak będziesz rządził, taki będziesz miał rezultat!" – wykrzyknął na koniec ksiądz rewolucjonista, a tłum wiwatował bez końca.

Był 6 listopada 1918 r. Historia przyspieszyła, tempo zmian było zawrotne. Upadały imperia, wracała wolna Polska, ale przyszłość, nawet ta najbliższa, była nieokreślona, wszystko było nietrwałe, ale też wszystko zdawało się możliwe. Uczestnicy tarnobrzeskiego wiecu uwierzyli, że mogą poprawić swój los, poczuli siłę, jaką daje wspólnota. Zapragnęli, aby w końcu było sprawiedliwiej, aby raz na zawsze skończyć z feudalizmem, biedą, zmusić bogatych ziemian, na czele z miejscowym przywódcą hr. Zdzisławem Tarnowskim, do tego, aby podzielili się ziemią.

Galicyjska nędza

Rewolucyjny chłopski bunt, jaki ogarnął na przełomie 1918 i 1919 r. powiat tarnobrzeski, a także częściowo powiaty mielecki, niżański i kolbuszowski, miał jedną podstawową przyczynę – była nią skrajna nędza wsi galicyjskiej. W okolicach Tarnobrzega sytuacja była wręcz tragiczna – był to jeden z najbiedniejszych regionów Galicji, gdzie chłopi wciąż byli obywatelami drugiej kategorii i nadal panowały półfeudalne stosunki społeczne, oparte na tym, że większość ziemi rolnej znajdowała się w rękach dziesięciu największych rodzin ziemiańskich. Na 114 tys. morgów ziemi uprawnej aż 78 tys. należało do herbowych; prawdziwe państwa w państwie tworzyły ordynacja rozwadowska Jerzego Lubomirskiego (9322 ha) oraz dobra dzikowskie Zdzisława Tarnowskiego (ponad 14 000 ha). W folwarkach pracowali liczni robotnicy rolni pozbawieni własnych gospodarstw, których jedynym domem były dworskie czworaki. Co gorsza, wskutek bardzo słabo rozwiniętego przemysłu migracja ludności wiejskiej do miast była znikoma i w rezultacie grunty chłopskie były bardzo rozdrobnione i mało wydajne. To ogromne rozwarstwienie społeczne musiało prędzej czy później doprowadzić do konfliktu, a sytuację pogorszyła jeszcze wojna światowa, w wyniku której powiat tarnobrzeski pustoszony był na przemian przez wojska rosyjskie i austriackie.

Czytaj więcej

Bitwa Warszawska 1920 r.: Prawda zawsze zwycięża

Wiec

31 października 1918 r. do Tarnobrzega dotarła informacja o upadku Austro-Węgier. W mieście zapanowała radość, ale i poruszenie. Wczesnym rankiem Polacy zaczęli rozbrajać garnizon austriacki – byli zaborcy nie stawiali oporu, chcąc jak najszybciej wrócić do swoich domów. Jak zanotował w swoim pamiętniku najlepszy chłopski kronikarz pochodzący z tego rejonu, Jan Słomka, „ludność miejscowa z Dzikowa zaopatrzyła tych żołnierzy w żywność na drogę, a w zamian za to otrzymała karabiny i amunicję". Szybko powołano do życia Powiatowy Komitet Samoobrony, który od razu podporządkował się Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie. Chłopi nie darzyli jednak nowej polskiej administracji sympatią i zaufaniem, ponieważ w składzie Komitetu znaleźli się głównie przedstawiciele ziemiaństwa, bogaci włościanie oraz byli urzędnicy austriaccy, co raczej zapowiadało utrwalenie dotychczasowych podziałów klasowych i stosunków społecznych.

Chłopska republika była demokracją bezpośrednią, o najważniejszych sprawach decydowały wiece, które ks. Okoń i Dąbal zwoływali niemal co tydzień

Komenda nad miejscową żandarmerią przeszła w ręce młodego por. Tomasza Dąbala, którego rola w nadchodzących wydarzeniach okazała się jedną z kluczowych. Dąbal pragnął radykalnych zmian ekonomiczno-społecznych, a częste podróże związane z tworzeniem nowych posterunków żandarmerii wykorzystał do aktywnej agitacji wśród chłopów. Drugim równie skutecznym trybunem ludowym okazał się ks. Eugeniusz Okoń, który powojenny zamęt uznał za najlepszy moment, aby wyciągnąć miejscowych chłopów z nędzy i zacofania. To Dąbal i Okoń zorganizowali 6 listopada wiec, który stał się początkiem radykalnego ruchu chłopskiego, który galicyjska prasa szybko ochrzciła mianem Republiki Tarnobrzeskiej. Słomka: „Na wiecu tym (...) stwierdzono koniec Austrii i rządów austriackich, koniec wpływów szlacheckich we wszystkich władzach i urzędach. Władzę miał objąć cały lud jako ogół, lud też miał tę władzę wykonywać przez swoich przedstawicieli w Zjeździe Powiatowym, do którego gminy miały wysyłać delegatów, na tysiąc mieszkańców jednego delegata". Aby jednak nowa władza mogła działać skutecznie, powołano dodatkowo radę przyboczną starosty (Powiatową Radę Ludową) liczącą 17 członków.

7 listopada Republika Tarnobrzeska poparła nowo utworzony rząd lubelski Ignacego Daszyńskiego, ale ponieważ przetrwał on tylko kilka dni, ostatecznie podporządkowano się krakowskiej PKL. Był to jedynie pusty, formalny gest, realna władza w tym rejonie Polski znajdowała się przez następne dwa miesiące w rękach nieustannie wiecujących chłopów i ich przywódców, chociaż przedstawicielstwa nowych polskich władz nie zostały zlikwidowane.

Wrzenie

Chłopska republika była demokracją bezpośrednią, o najważniejszych sprawach decydowały wiece, które ks. Okoń i Dąbal zwoływali niemal co tydzień, zawsze pod tarnobrzeskim „Bartoszem". Chłopów ogarnęła zresztą prawdziwa „pasja wiecowania". „W każdy dzień targowy, w środowisku najsilniejszego skupienia przybyłych ludzi wstawał niespodziewanie mówca i wiec już był gotów. (...) W metodzie tej było dużo zrozumienia psychologii tłumu. Ludność znękana wojną łaknęła wiadomości ze świata. Toteż na widok zebrania ludzie porzucali interesy jarmarczne, porzucali nabożeństwa, byle móc wiecować. Dlatego wiece te bez jakiejkolwiek propagandy gromadziły po parę tysięcy osób" – wspominał Józef Rawski, który przez dwa tygodnie był adiutantem Dąbala. Krakowska PKL początkowo tolerowała chłopskie manifestacje, licząc na to, że zadziałają one niczym wentyl bezpieczeństwa, a chłopom w końcu się po prostu znudzą. Był to błąd. Wiece były coraz liczniejsze, a ks. Okoń i Dąbal okazali się urodzonymi trybunami ludowymi – lud słuchał ich niemal bezkrytycznie. Działo się tak, ponieważ nie tylko obiecywali radykalne reformy, ale też słowa szybko przekuwali w czyny. Ziemia odbierana ziemiaństwu była dzielona między chłopów, a ludzi podporządkowanych hrabiemu Tarnowskiemu usuwano ze stanowisk.

Niestety, wystąpienia chłopskie często łączyły się z napadami na Żydów, np. 13 listopada tuż po wiecu w Tarnobrzegu część jego uczestników, pochodząca ze wsi zamieszkanych przez Lasowiaków, miejscową, odrębną grupę etnograficzną, „rzuciła się na sklepy żydowskie w rynku i bijąc pałkami broniących swego mienia Żydów, zaczęła je rabować". Nie był to przypadek odosobniony.

W końcu zaniepokojony coraz bardziej radykalnymi żądaniami zrewoltowanych chłopów hr. Zygmunt Lasocki, zarządzający administracją terenów zaboru austriackiego z ramienia krakowskiej PKL, wysłał do Tarnobrzega kompanię wojska wspartą 50 żandarmami. Do pierwszego starcia doszło podczas wiecu 4 grudnia. Przemawiający do zgromadzonego tłumu Dąbal ostentacyjnie wskazał stojący wzdłuż jednej z pierzei rynku oddział żandarmerii (już wtedy nie był jej komendantem): „Patrzcie chłopi na to pańskie, lizuńskie wojsko, nie idą na odsiecz Lwowa, lecz nas tu pilnują, aby krzywdy jaśnie panom nie zrobić! Rozbroić ich" – zakrzyknął na koniec. Chłopi zaczęli obrzucać żołnierzy leżącymi na rynku cegłami ze spalonego w 1915 r. ratusza. Wtedy żandarmi zaatakowali, spychając wiecujących z rynku.

28 listopada Józef Piłsudski zarządził wybory do Sejmu Ustawodawczego. Kampania wyborcza przebiegała w rejonie Tarnobrzega w atmosferze radykalnych protestów chłopskich i prób oddolnego wprowadzenia reformy rolnej. Po wielkim wiecu 18 grudnia, podczas którego Okoń, wspierany przez Dąbala, otwarcie wzywał chłopów do nieposłuszeństwa wobec krakowskiej PKL i sabotowania poboru do tworzącej się armii polskiej, władze wojskowe wydały rozkaz aresztowania obu tarnobrzeskich trybunów ludowych. Zbuntowany ksiądz został zatrzymany 6 stycznia na wiecu w Baranowie, ostrzeżony zawczasu Dąbal ukrywał się w Sobowie, aż do czasu ogłoszenia wyników wyborów pod koniec stycznia 1919 r.

Pacyfikacja

Chłopi rozsierdzeni aresztowaniem przywódców, a także zachęcani przez Okonia, który tłumaczył podczas wieców, że grabienie mienia dworskiego nie jest sprzeczne z przepisami prawa bożego i z góry dawał za to rozgrzeszenie (chociaż już wtedy był przez władze kościelne suspendowany), zaczęli w styczniu 1919 r. napadać na dworskie folwarki. Początkowo zabierali tylko żywność, np. w Mokrzyszewie opróżnili spichlerz dworski hr. Tarnowskiego, w Grębowie w majątku Dolańskich skonfiskowali zboże, siano i bydło. Potem coraz częściej zdarzały się ataki na dwory mające charakter rabunkowy, w czym prym wiodły wsie lasowiackie. Michał Marczak, miejscowy nauczyciel i jednocześnie informator hr. Tarnowskiego, donosił swemu mocodawcy: „Chłopi zawzięci. Niektórzy powiadają – niech ja nic nie dostanę, to się obejdę, ale niech i to rozmaite jaśnie pany, co mnie mieli za bydło, nic nie mają. Niech zasmakują, co to bieda i poniewierka (...)".

W końcu krakowskie władze zdecydowały się wysłać przeciwko zbuntowanym wioskom pięć kompanii regularnego wojska, które miało wesprzeć miejscową żandarmerię. Po kilku drobnych potyczkach chłopska milicja rozproszyła się po lasach. Do poważniejszych starć doszło w Stalach, Żupawie i Jeziorku, gdzie były nawet ofiary śmiertelne. Wojsko działało metodycznie i brutalnie. Przeszukiwano wiejskie chaty, rekwirując broń (w sumie ok. 2000 karabinów), a czasem, już zupełnie nielegalnie, także chłopski dobytek, a nawet znalezione pieniądze. Aresztowano 350 osób, a aż czterem tysiącom wymierzono karę chłosty – 25 lub 50 kijów. Dowodzący pacyfikacją kpt. Borowiec, który na stanowisku komendanta żandarmerii zastąpił jeszcze w połowie listopada Dąbala, meldował swoim zwierzchnikom: „Zdarzało się, że (...) miałem po kilkuset aresztowanych dziennie do przesłuchania".

Pacyfikacja sprawiła, że zapanował pozorny ład i skończyły się rabunki dworów. Nowa polska administracja mogła w końcu zacząć działać. Okazało się jednak, że chłopi nie dali się zastraszyć i podczas wyborów przywódcy Republiki Tarnobrzeskiej zdeklasowali swoich konserwatywnych rywali, zdobywając w okręgu 80 proc. wszystkich głosów. Do Sejmu Ustawodawczego dostali się oczywiście zarówno Dąbal, jak i ks. Okoń, którego zwolniono wtedy z więzienia.

Smutny koniec trybunów

W parlamencie „Czerwony ksiądz", jak nazywano Okonia, kontynuował swoją radykalną działalność. Był bardzo aktywnym posłem, wielokrotnie przemawiał podczas obrad parlamentu, wzywając do obrony najbiedniejszych chłopów, wywłaszczenia ziemiaństwa bez odszkodowań, a także przeznaczenia na reformę rolną ziem kościelnych uzyskanych z prawa tzw. martwej ręki. W Sejmie zasiadał do 1928 r. Potem zdecydował się powrócić do Kościoła, chociaż swoich poglądów społecznych nigdy nie zmienił. W czasie II wojny światowej był kapelanem miejscowych oddziałów AK i brał aktywny udział w ratowaniu osób pochodzenia żydowskiego, organizując dla nich fałszywe dokumenty i schronienie. Od 1942 r. musiał się ukrywać, ścigany przez hitlerowską policję. Co ciekawe, po wojnie nie poparł nowej komunistycznej władzy, podobno osobiście i stanowczo odmówił Bierutowi, za co przez pewien czas był nękany przez UB. Zmarł w biedzie i zapomnieniu w 1949 r.

Innych wyborów dokonał Tomasz Dąbal, który bardzo szybko radykalizował się i już w 1920 r. był zadeklarowanym komunistą. Podczas najazdu bolszewickiego z radością witał Armię Czerwoną, a we wrześniu wstąpił do zdelegalizowanej KPRP. W listopadzie 1921 r. został pozbawiony immunitetu poselskiego, postawiony przed sądem pod zarzutem zdrady i skazany na sześć lat ciężkiego więzienia, ale już w 1923 r. wyjechał do Związku Sowieckiego w ramach wymiany więźniów. Pomimo że z wielkim zaangażowaniem utrwalał totalitarną władzę bolszewików na terenie wschodniej Białorusi, skończył jak większość polskich komunistów z KPP – w 1937 r., w czasie wielkiej czystki, został rozstrzelany przez NKWD.

Materiał pochodzi z dodatku specjalnego, którego Partnerem jest Tauron Polska Energia

Tarnobrzeg przeżywał prawdziwy chłopski najazd. Jeszcze nigdy tylu włościan nie zjawiło się jednocześnie w tym powiatowym galicyjskim miasteczku. Wielotysięczny tłum rozlał się niczym powódź po wąskich uliczkach, kierując się w stronę punktu zbornego wyznaczonego przez organizatorów manifestacji pod siedzibą żandarmerii. Po pewnym czasie z budynku wyszedł komendant por. Tomasz Dąbal w towarzystwie ks. Eugeniusza Okonia, wikarego z małej parafii pod Rozwadowem. To oni powiedli masy chłopskie na rynek, pod „Bartosza", jak w Tarnobrzegu potocznie nazywano pomnik chłopskiego bohatera z czasów insurekcji kościuszkowskiej, Bartosza Głowackiego. Ks. Okoń, pomimo nadwagi i krępującej ruchy sutanny, sprawnie wspiął się na cokół pomnika i zaczął przemawiać do zgromadzonych. Był świetnym mówcą, znającym i rozumiejącym problemy i rozterki swoich słuchaczy, przewodząc wielotysięcznemu wiecowi, czuł się niczym ryba w wodzie.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Odcisk palca na chlebie sprzed 8600 lat
Historia Polski
2 kwietnia mija 19. rocznica śmierci Jana Pawła II
Historia Polski
Kołtun a sprawa polska. Jak trwała i trwa plica polonica
Historia Polski
Utracona szansa: bitwa nad Worsklą. Książę Witold przeciwko Złotej Ordzie
Historia Polski
Tajemnica pierwszej koronacji. Jakie sekrety kryje obraz Jana Matejki