W związku z rocznicą bitwy warszawskiej i przypadającym tego dnia Świętem Wojska Polskiego przypominamy tekst Pawła Łepkowskiego, który ukazał się na łamach dodatku do "Rzeczpospolitej" w 2021 roku.
Batalia rzeczywiście zasługuje na takie wyróżnienie. Publicysta „Rzeczpospolitej", poseł Stanisław Stroński, nazwał ją Cudem nad Wisłą. Kiedy studiuje się zachowane raporty wojskowe z tamtego okresu, rzeczywiście odnosi się wrażenie, że zwycięstwo polskiej armii, osiągnięte wbrew wszelkim pesymistycznym przewidywaniom, nosiło wszelkie znamiona zjawiska nadprzyrodzonego. Wszystkie przesłanki strategiczne wskazywały, że nacierający na Warszawę Front Zachodni Michaiła Tuchaczewskiego zajmie polską stolicę najdalej w połowie sierpnia 1920 roku. Do Warszawy zbliżała się stutysięczna nawała bolszewicka, uzbrojona w 600 dział i blisko 2,5 tysiąca karabinów maszynowych. Wojsko Polskie pod naczelnym dowództwem pierwszego marszałka Polski Józefa Piłsudskiego i szefa Sztabu Generalnego generała Tadeusza Rozwadowskiego liczyło w Bitwie Warszawskiej ok. 123 tys. żołnierzy uzbrojonych w 1780 karabinów maszynowych, ze wsparciem artyleryjskim 500 dział, kilkudziesięciu czołgów, wozów pancernych i dwóch eskadr lotnictwa. Bitwa Warszawska nie była jednorazowym starciem obu wrogich sobie armii, ale ciągiem wydarzeń, które doprowadziły ostatecznie do polskiego zwycięstwa.
Przed decydującym starciem
Już w nocy z 5 na 6 sierpnia w Belwederze polscy stratedzy opracowali plan działań obronnych. Prawdopodobnie za radą generała Rozwadowskiego marszałek Piłsudski wybrał okolice za linią rzeki Wieprz jako obszar, z którego miało ruszyć kontruderzenie polskie celowane w południową flankę i tyły przeciwnika. Manewr oskrzydlający sowiecki Front Zachodni został sformułowany w pamiętnym „Rozkazie do przegrupowania" oznaczonym numerem 8358/III i podpisanym przez szefa Sztabu Generalnego gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Dwa dni później gen. Rozwadowski wydał rozkaz nr 10000, modyfikujący ogólną koncepcję rozegrania bitwy. Kończył się on słynnymi słowami: „nogami i męstwem piechura polskiego musimy wygrać tę bitwę". Mimo genialnej koncepcji zakładającej oskrzydlające kontruderzenie, Armia Czerwona zdawała się posuwać z niepowstrzymanym impetem.
Czytaj więcej
Zadaję sobie to pytanie zawsze, kiedy przyglądam się polskiej debacie politycznej.
12 sierpnia sytuacja stała się tak groźna, że marszałek Józef Piłsudski złożył na ręce premiera Wincentego Witosa list z oświadczeniem o dymisji z urzędu naczelnika państwa, po czym opuścił Warszawę i udał się do Kwatery Głównej w Puławach. Premier Witos dymisji nie przyjął. Tymczasem z Warszawy do Poznania wyjechali wszyscy przedstawiciele obcych służb dyplomatycznych i konsularnych. Jedynym ambasadorem, który nie opuścił Warszawy, był nuncjusz apostolski, kardynał Achille Ratti. W przyszłości zostanie wybrany papieżem i przyjmie imię Piusa XI. Dzień po wyjeździe Piłsudskiego następuje gwałtowne natarcie sowieckie. Warszawiacy są przekonani, że lada moment na ich ulice wleją się bolszewickie hordy. Pod Radzyminem dwie sowieckie dywizje przełamują obronę 11. Dywizji pod dowództwem pułkownika Bolesława Jaźwińskiego. Radzymin dostaje się w łapy Armii Czerwonej.