Komisja Europejska sukcesywnie wypłaca każdemu krajowi Unii Europejskiej środki na realizację programów operacyjnych w formie zaliczek. W przypadku Polski to pokaźne sumy liczone w miliardach euro, co wynika z faktu, że Polska jest największym odbiorcą pomocy dystrybuowanej w ramach unijnej polityki spójności (na lata 2007-2013 przydzielono nam 67,3 mld euro). Tylko do 17 sierpnia br. Bruksela nadesłała nam 6,2 mld euro zaliczek. Co się dzieje z tymi pieniędzmi dopóki nie trafią do ostatecznych odbiorców (głównie samorządów i firm)? Trafiają one na rachunek odsetkowy resortu finansów w Narodowym Banku Polskim i spokojnie procentują.
W rezultacie tylko w największym programie (także w historii UE) jakim jest „Infrastruktura i środowisko" do końca czerwca 2011 r. pojawiło się dodatkowe 38 mln euro, w tym 360 tys. euro w ciągu pierwszego półrocza br. Łącznie w czterech programach krajowych przybyło już 69 mln euro. Wydawać by się mogło, że pieniądze te powiększają pomoc Unii. Tak jednak nie jest. Co prawda zasilają one budżet danego programu, ale już jako tzw. wkład własny, który każdy z krajów musi zapewnić do projektów współfinansowanych przez Brukselę. Nie jest to jednak sprytny zabieg ministra finansów, ale realizacja regulacji unijnej. Zgodnie z art. 83 rozporządzenia 1083 Rady (WE) z 2006 r. wszelkie odsetki od zaliczek otrzymanych w ramach danego programu operacyjnego z Komisji Europejskiej księguje się na koncie tego programu, uznając je za zasoby państwa członkowskiego w formie krajowego wkładu publicznego.
- To jedyne sensowne rozwiązanie - uważa Jerzy Kwieciński, ekspert BCC i były wiceminister rozwoju regionalnego. Wskazuje, że są dwie alternatywy dla tego mechanizmu. – Pierwszy to umieszczenie tych pieniędzy na koncie nieoprocentowanym co jest zwyczajnie bez sensu, a drugi to powiększenie puli unijnej – wyjaśnia. Dodaje jednak, że to ostatnie rozwiązanie, który na pierwszy rzut oka wydaje się najbardziej oczywiste jest jednak niemożliwe do wprowadzenia, gdyż każde zwiększenie budżetu musi być negocjowane z Komisją Europejską.
W rezultacie zyskuje minister finansów, który dzięki odsetkom może wysupłać nieco mniej z budżetu państwa na inwestycje współfinansowane przez Brukselę.