Korespondencja z Brukseli
Zaledwie dwa tygodnie po „przełomowych" uzgodnieniach przywódców strefy euro rynek znów boi się bankructwa kolejnych krajów. Pogorszyła się sytuacja Włoch, których rating został obniżony przez agencję Moody's do poziomu tylko dwa szczeble powyżej śmieciowego. – Nie zapadły żadne decyzje, które mogłyby pomóc Włochom i Hiszpanii w krótkim terminie – uważa Sebastian Dullien, ekspert berlińskiego oddziału European Council for Foreign Relations.
Unijni przywódcy skupili się na działaniach długoterminowych. Część urzędników w Brukseli odwołała swoje urlopy, bo muszą do początku września przygotować fundamentalną reformę strefy euro – stworzenie wspólnego nadzoru finansowego. Ma to być warunek przekazania bezpośredniej pomocy bankom hiszpańskim przez fundusz ratunkowy strefy euro ESM, bez udziału rządu w Madrycie. Poświęcenie urzędników i szybkie przedstawienie projektu legislacji jednak nie wystarczy. Tworzenie nadzoru zajmie nawet rok. Do tego czasu sytuacja budżetowa Hiszpanii będzie się pogarszała, bo każde euro przekazane przez ESM będzie powiększało jej dług publiczny.
Kryzys podgrzewa nastroje eurosceptyczne w zdyscyplinowanych krajach Północy
Włochy nie dostały nawet tak mglistej perspektywy jak Hiszpania. Ich banki mają się relatywnie dobrze, ale dokucza im ogromny dług publiczny – 2 biliony euro. Dla porównania, fundusz ratunkowy ESM w najlepszym wypadku (jeśli natychmiast zostaną wpłacone wszystkie kapitały i pozostanie w mocy stary fundusz EFSF) liczy tylko 700 mld euro. Jeśli na rynku pogorszyłyby się jeszcze nastroje i ESM zacząłby skupować włoskie obligacje, to pieniędzy starczyłoby tylko dla części inwestorów. Spowodowałoby to panikę i doprowadziło do bankructwa Włoch.