Ildikó Enyedi: Węgrzy są zagubieni

Węgierska reżyserka Ildikó Enyedi opowiada o sytuacji przed wyborami w jej kraju i filmie „Historia mojej żony”.

Publikacja: 31.03.2022 21:00

Ildikó Enyedi: Węgrzy są zagubieni

Foto: Valery HACHE/AFP

Jakie nadzieje wiąże pani z wyborami na Węgrzech?

Jako obywatelka głęboko zaangażowana w obronę wartości demokratycznych, liczę na zmianę. Ale jest mi bardzo ciężko na sercu. Węgry są poranionym krajem z poranionym systemem prawnym. Nawet jeśli jakimś cudem, mimo zmienionych ordynacji wyborczych, zjednoczona opozycja zwycięży - to i tak będzie miała związane ręce. Ale najbardziej bolesna jest dla mnie świadomość ran w duszach ludzi. Węgrzy są spięci, zgorzkniali, zirytowani, zagubieni w tym politycznym krajobrazie. W ostatnich latach podstawowe wartości jak solidarność, uczciwość, transparentność, wzajemny szacunek uległy takiej relatywizacji, że zanikły również ich funkcje wspólnototwórcze. Naprawdę, jestem głęboko zasmucona stanem naszej duszy.

Ten „stan duszy” zawsze panią interesował. W filmie „Dusza i ciało” mówiła pani o chorobach XXI wieku: samotności, zamknięciu emocjonalnym. „Historia mojej żony”, jaką możemy oglądać w Polsce, jest opowieścią o miłości, ale też niemożliwości kontrolowania własnego życia. Dlaczego właśnie teraz sięgnęła pani po taki temat?

Powieść Milana Fusta chciałam zekranizować od dawna. Miałam 16 lat, kiedy przeczytałam ją po raz pierwszy. Nie miałam jeszcze żadnego doświadczenia życiowego, ale pytania „Jak żyć? Co jest ważne? Na ile jesteśmy w stanie zrozumieć innych ludzi?” były dla mnie istotne. A gdy zaczęłam pisać scenariusz „Historii mojej żony”, zrozumiałam, że dawne pytania są wciąż bardzo aktualne. Może nawet bardziej niż kiedyś, bo jesteśmy zagubieni, mamy w sobie potrzebę, niemal manię kontrolowania wszystkiego. I coraz bardziej niszczymy świat, w którym żyjemy.

Jacob jest kapitanem na statku. Jego świat jest prosty. Na morzu niebezpieczeństwo to niebezpieczeństwo, spokój to spokój, sprawiedliwość to sprawiedliwość. Zresztą tak został wychowany. Tymczasem gdy schodzi na ląd, w jego własnym życiu wszystko jest skomplikowane: Jacob nie rozumie swojej pięknej żony, nie wie czy Lizzy go kocha, czy darzy uczuciem innego mężczyznę.

To jest trochę tak jak w fizyce ze sformułowaną w drugiej połowie XX wieku teorią strun, która zakłada istnienie znacznie większej liczby wymiarów niż dotąd myślano. Nasze życie też może przypominać struny w instrumencie, wibrować na różne sposoby. Jacobowi świat wydaje się trudny i zagmatwany, bo przymierza do niego tradycyjny i rygorystyczny wzór. Tymczasem jeśli nie udaje się nadać kształtu wodzie, to nie znaczy, że ona jest zepsuta. To znaczy, że ona jest żywa i rządzi się własnymi prawami.

Jacob z czasem zrozumie, że nie da się w pełni kontrolować życia.

I że nie wszystko poddaje się sztywnym regułom. Jego zasady przestały pasować do relacji, którą ma z Lizzy. Na morzu wydaje rozkazy. W małżeństwie nic nie zależy wyłącznie od niego. W końcu spojrzy na życie inaczej.

Widz też nie wie, co naprawdę dzieje się między Lizzy i Jacobem.

Chciałaby pani znać odpowiedzieć czy Lizzy zdradza i oszukuje Jacoba? Właśnie o tym jest film. Pilnowałam, by do końca nie było na to pytanie odpowiedzi. Ciekawe, że podczas zdjęć członkowie ekipy również je zadawali. Młode dziewczyny uważały , że Lizzy nie kocha Jacoba. Chłopcy – odwrotnie, że kocha go bardzo.

Milan Fust był Żydem. Napisał tę książkę podczas drugiej wojny światowej, gdy musiał się ukrywać. Czy to było dla pani ważne?

Bardzo. Fust chciał trwać w świecie własnych wartości. Książka była bunt wobec czasów, w jakich przyszło mu żyć. Myślałam podobnie, Gdy byłam studentką, a potem młodą reżyserką, związałam się z grupą twórców, których dzieła były zakazane. Sama nigdy nie zrobiłam niczego bezpośrednio odwołującego się do polityki węgierskich władz. Nie chciałam, by w tym, co robię odbiło się coś, czego nienawidzę, by moje filmy stały się lustrem dla korupcji i niegodziwości. Wolałam skupić się na najważniejszych dla mnie wartościach. Tak definiowałam swoją wolność. I tak staram się postępować do dzisiaj.

Dlatego nie robiła pani filmów przez 18 lat?

Nie, to już inna historia. Przez jakiś czas pracowałam dla HBO Europe, urodziłam dzieci i poświęciłam im dużo czasu. Ale też bardzo się starałam, by zrealizować nowy projekt. Po prostu nie mogłam zdobyć finansowania na żaden z moich pomysłów. A im więcej w to władałam wysiłku, tym więcej podejmowałam złych decyzji.

Było pani trudniej jako kobiecie?

Nie. Na pewno kobietom jest trochę trudniej, podobnie jak filmowcom ze Wschodniej Europy. Ale nie mogę wszystkiego zwalać na płeć. Powodów było więcej i często tkwiły we mnie.

Zrealizowany przez panią po 18 latach milczenia film „Dusza i ciało” dostał Złotego Niedźwiedzia w Berlinie. Po Larisie Szepitko, Jasmili Zbanić, Marcie Meszaros, Claudii Llosie stała się pani piątą kobietą w 70-letniej historii Berlinale, która zdobyła to trofeum. W ostatnim roku Julie Ducournau wygrała Cannes, a Audrey Diwan Wenecję. Przychodzi czas kobiet?

Raczej czas normalności. 100 lat temu nauczycielka ucząca w szkole była rzadkością, podobnie jak dentystka w gabinecie stomatologicznym. Kiedy zrobiłam pierwszy film, ponad 30 lat temu, byłam absolutnie pewna, że zmiany nastąpią szybko. Że nie można zlekceważyć połowy społeczeństwa, marnować energii kobiet, także tej twórczej. Miałam też nadzieję, że docenimy grupy mniejszościowe.

#MeToo, Time’s Up! upominają się o wszystkich odrzucanych.

Słusznie. Chodzi na przykład również o sytuację gejów. Dlaczego w wielu krajach, także pani i moim, oni wciąż muszą walczyć o swoje prawa zamiast skupić się na tym, co chcieliby robić? To interes społeczeństwa, by każdy jego członek mógł żyć w wolności.

A pani czuje się wolna?

Ja zawsze miałam wolność w sobie. Dlatego nie marzę o superprodukcjach, wolę robić filmy skromne, niskobudżetowe. Milan Fust twierdził, że jeśli czegoś nie można zmienić to trzeba robić tyle, ile się daje.

Co dzisiaj wydaje się pani ważne? O czym chciałaby pani na ekranie opowiedzieć?

Piszę właśnie scenariusz filmu ekologicznego. Jeśli lepiej zrozumiemy świat natury, to może będziemy mieli również więcej wrażliwości w stosunku do innych ludzi.

Jakie nadzieje wiąże pani z wyborami na Węgrzech?

Jako obywatelka głęboko zaangażowana w obronę wartości demokratycznych, liczę na zmianę. Ale jest mi bardzo ciężko na sercu. Węgry są poranionym krajem z poranionym systemem prawnym. Nawet jeśli jakimś cudem, mimo zmienionych ordynacji wyborczych, zjednoczona opozycja zwycięży - to i tak będzie miała związane ręce. Ale najbardziej bolesna jest dla mnie świadomość ran w duszach ludzi. Węgrzy są spięci, zgorzkniali, zirytowani, zagubieni w tym politycznym krajobrazie. W ostatnich latach podstawowe wartości jak solidarność, uczciwość, transparentność, wzajemny szacunek uległy takiej relatywizacji, że zanikły również ich funkcje wspólnototwórcze. Naprawdę, jestem głęboko zasmucona stanem naszej duszy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Drag queen i nie tylko. Dokument o Andrzeju Sewerynie
Film
Laureaci Oscarów, Andrzej Seweryn, reżyserka castingów do filmów Ridleya Scotta – znamy pełne składy jury konkursów Mastercard OFF CAMERA 2024!
Film
Patrick Wilson odbierze nagrodę „Pod Prąd” i osobiście powita gości Mastercard OFF CAMERA
Film
Nominacje do Nagrody Female Voice 2024 Mastercard OFF CAMERA dla kobiet świata filmu!
Film
Script Fiesta 2024: Damian Kocur z nagrodą za najlepszy scenariusz