– Moi koledzy mają karty płatnicze w portfelach. To głupio, jak idziemy gdzieś po lekcjach i drobnych na colę zabraknie. A tak to zawsze można zapłacić plastikiem – mówi Bartek Gardziński, 13-letni gimnazjalista z Warszawy.
W Polsce swoje konta w bankach ma już ponad 300 tysięcy nastolatków (najwięcej w mBanku – 113 tysięcy). Dzieci, o ile tylko ukończyły 13. rok życia, mogą korzystać z bankomatów, robić zakupy w Internecie, opłacać elektronicznym przelewem swoje rachunki (jakie? – za telefony komórkowe oczywiście). Kredytów nie mogą zaciągać. Ani robić debetów.
– Oferty bankowe dla nastolatków są właściwie kierowane do ich rodziców – mówi Anita Gardzińska, mama Bartka. – To my podpisujemy umowę z bankiem, gdy dziecko zapragnie imiennej karty płatniczej i konta.
Prawdopodobnie dlatego w internetowych serwisach informacyjnych typu www.konta-młodziezowe.info widnieją nie tylko zakładki, takie jak „ABC kont dla młodzieży", „porównaj oferty banków" i „jak założyć konto", ale przede wszystkim: „jak przekonać rodziców". 13-latek bowiem ma tzw. ograniczoną zdolność do czynności prawnych. Może wykonywać podstawowe operacje na rachunku, ale nie może sam złożyć w banku wniosku o otwarcie konta.
Jak przekonać rodziców? Wśród rad pojawia się argument bezpieczeństwa. „Konto młodzieżowe przyda się w czasie wyjazdów, przy zakupach przez Internet, a nawet podczas wyjścia do kina – po co nosić ze sobą gotówkę, która może paść łupem dresiarzy?" – przekonują na stronach WWW bankowi PR-owcy. W jednym z blogów cytowany jest nawet fragment reportażu „Chłopcy z motylkami. Terroryzm dziecięcy" autorstwa Jacka Hugo-Badera: „Nie mogę patrzeć, jak mój syn chowa pieniądze do skarpetki, kiedy wychodzi do kina. (...) Nie mogę żyć w ciągłym strachu, że znowu wróci do domu psychicznie pokaleczony, upokorzony, zdeptany, pokiereszowany. Mojego syna Michała skroili po raz drugi...".