Potrzebna reforma rynku pracy

Rosnące bezrobocie, spadek płac realnych i otwarcie nowych rynków pracy podgrzewa dyskusję o emigracji zarobkowej. Przemilczamy przy tym nasze istotne problemy systemowe

Publikacja: 06.05.2011 04:02

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Zgodnie z założeniami do projektu budżetu na 2012 r. na koniec przyszłego roku stopa bezrobocia ma wynieść 10 proc. Aby tak się stało, licząc od dziś, zatrudnienie musiałoby znaleźć ok. 500 tys. osób.

To mniej więcej tyle, ile według prognoz w ciągu kilku lat wyjedzie do pracy w Niemczech. Dlatego kolejna fala emigracji zarobkowej może, jeśli będzie wystarczająco liczna, przynajmniej czasowo zredukować wysoki poziom bezrobocia, podobnie jak to miało miejsce w latach 2005 – 2008.

Można odnieść wrażenie, że właśnie na to liczył rząd, redukując tegoroczne wydatki z Funduszu Pracy. Tyle tylko, że walka z bezrobociem poprzez działania stymulujące emigrację nosi znamiona sabotażu. Potrzebujemy rozwiązań zmierzających do poprawy warunków tworzenia miejsc pracy w kraju, a marginalizowanie roli Funduszu Pracy jest sprzeczne z tym postulatem.

 

Stopa bezrobocia w Niemczech jest najniższa od 1991 r. i wyniosła w kwietniu 7,1 proc. Dzieje się tak, gdyż łapiąca drugi oddech gospodarka tego kraju potrzebuje rąk do pracy.

Mylące są jednak stwierdzenia, iż w Niemczech ogólnie brakuje pracowników – ich deficyt odczuwalny jest tylko w pewnych sektorach oraz zawodach nisko płatnych i pozbawionych prestiżu społecznego.

Doraźnie próbuje się tych pracowników podkupić, np. oferując Polakom wypłacanie tzw. powitalnego, czyli pewnej kwoty za sam przyjazd i chęć podjęcia pracy. To takie działania oraz różnice w wynagrodzeniach i sile nabywczej między Wschodem i Zachodem umożliwiają globalny drenaż kwalifikacji – Niemcy zatrudnią nasze pielęgniarki, my zapełnimy powstałą lukę, sprowadzając odpowiednio więcej pielęgniarek z Ukrainy.

Choć w Niemczech istnieje pewien opór przed „zabieraniem pracy przez obcych", to nie jest tak silny, by wygrać z ekonomią – Polacy będą żądać niższych stawek za tę samą pracę. Ale po wejściu do strefy euro poziom życia w Niemczech według zwykłych obywateli znacząco się obniżył. A więc wyjazd na tzw. saksy nie jest już tak atrakcyjny z polskiego punktu widzenia jak choćby w latach 90.

Nie należy się zatem spodziewać tak masowej emigracji zarobkowej, jaka miała miejsce po naszym wejściu do UE.

Co roku ok. 300 tys. Polaków wyjeżdża do Niemiec w ramach samozatrudnienia i prac sezonowych. Otwarcie rynku pracy i brak pracowników, którzy opuścili Polskę po 2004 r. i już nie wrócili, może mieć negatywne skutki dla gospodarki i demografii regionów przygranicznych. Pamiętajmy, że tylko te regiony, które potrafią przyciągnąć młodych ludzi, gwarantują sobie stabilny rozwój.

W świetle badań Obserwatorium Regionalnych Rynków Pracy przy Pracodawcach RP 45 proc. firm poszukujących pracowników ma trudności ze znalezieniem odpowiednich kandydatów. Ubytek kilkuset tysięcy potencjalnych pracowników może te trudności pogłębić.

Otwarcie niemieckiego rynku wpłynie z pewnością na zwiększenie presji na podwyżki płac, z czym pracodawcy będą się musieli zmierzyć. Trudno mieć o to pretensje – członkostwo w UE wiąże się ze swobodą przepływu osób.

Zadaniem rządu jest jednak podjęcie działań zmierzających do zmniejszenia podaży pracowników. W przeciwnym razie nasza gospodarka, pozbawiona odpowiedniej ilości kadr, będzie się po prostu rozwijać wolniej.

 

W Polsce upowszechniano mylne przekonanie, że każdego czeka świetlana przyszłość oraz dobrze płatna i satysfakcjonująca praca, najlepiej w reklamie albo marketingu lub zarządzaniu. Stąd też tłumy psychologów, socjologów, politologów i absolwentów zarządzania zalewających nasz rynek pracy, zmagających się z frustracją „straconego pokolenia".

Tymczasem gospodarka potrzebuje wykwalifikowanych pracowników, specjalistów, inżynierów, ale i kompetentnych, doświadczonych robotników. Gospodarka i społeczeństwo potrzebują szacunku do codziennej, systematycznej pracy, a nie tylko marzeń o szybkich karierach. Mimo bezrobocia prawie połowa firm ma wciąż trudności ze znalezieniem dobrych pracowników – uczciwych, lojalnych i sumiennie wykonujących obowiązki.

Często zarzuca się biznesowi, że nie ma oferty dla młodych. Nic bardziej mylnego. Polscy przedsiębiorcy doskonale zdają sobie sprawę, że głównym kapitałem firm są ludzie. Trzeba jasno powiedzieć, że dobrze zarabiać i wygodnie żyć można także w Polsce, lecz potrzebne jest zdobycie nie tylko wykształcenia rozumianego jako określony typ dyplomu, ale i wymaganych przez pracodawców umiejętności i właściwe ukierunkowanie własnej kariery. Na szczęście nasi absolwenci coraz częściej zdają sobie sprawę, że muszą zdobyć doświadczenie jeszcze w trakcie studiów – ponad 80 proc. z nich bierze udział w praktykach i stażach.

Należy wobec zawodów deficytowych zastosować specjalne zachęty – choćby stypendia, wyższe od zasadniczo udzielanych, ale też uzależnione od wyników nauki. Niezbędny jest efektywny system współpracy między uczelniami i szkołami a pracodawcami. Ośrodki oświatowe powinny być bezpośrednim zapleczem kadrowym dla firm.

Konieczna jest reforma szkolnictwa – szkoły powinny uczyć współpracy, samodzielności, ale także sumienności i systematyczności koniecznych do zwiększania wydajności. Wśród nauczycieli akademickich i szkół zawodowych powinno być więcej praktyków – jak do pracy w dużej korporacji może przygotować ktoś, kto ani jednego dnia w życiu nie przepracował na otwartym, wysoce konkurencyjnym rynku pracy?

 

Ale to program na lata. Doraźnie musimy wprowadzić ułatwienia w podejmowaniu pracy przez pracowników ze wschodu. Państwo powinno w większym stopniu partycypować w kosztach, jakie muszą ponosić pracodawcy, by pozostałych absolwentów dostosować do realiów rynku pracy i wymogów obowiązujących w firmach.

Pod tym względem dobrze sprawdzał się system staży finansowanych z Funduszu Pracy. Przypomnijmy, że Fundusz powstał w 1993 r. dla łagodzenia skutków bezrobocia. Jest finansowany ze składek odprowadzanych przez pracodawców, a jego środki są przeznaczone na prace interwencyjne, roboty publiczne, szkolenia i przekwalifikowywanie bezrobotnych czy też właśnie finansowanie staży.

Trudna sytuacja finansów publicznych spowodowała, że rząd ponad 3 mld zł z tej puli zabrał i skutki już są – mniej dotacji na założenie firmy, staże, praktyki. Zniszczono instrument, dzięki któremu młody człowiek nabywał praktycznych umiejętności, a pracodawca obserwował potencjalnego pracownika.

Nie uciekniemy od systemowych reform gospodarczych i edukacyjnych oraz zmian kulturowych. Ich kształt powinien być przedmiotem refleksji ekonomistów i demografów, polityków i ekspertów od planowania, socjologów i pracodawców. Tylko dobrze wykształceni i wyszkoleni młodzi ludzie będą w stanie budować nowoczesną, konkurencyjną Polskę.

Autor jest prezydentem Pracodawców RP

Zgodnie z założeniami do projektu budżetu na 2012 r. na koniec przyszłego roku stopa bezrobocia ma wynieść 10 proc. Aby tak się stało, licząc od dziś, zatrudnienie musiałoby znaleźć ok. 500 tys. osób.

To mniej więcej tyle, ile według prognoz w ciągu kilku lat wyjedzie do pracy w Niemczech. Dlatego kolejna fala emigracji zarobkowej może, jeśli będzie wystarczająco liczna, przynajmniej czasowo zredukować wysoki poziom bezrobocia, podobnie jak to miało miejsce w latach 2005 – 2008.

Pozostało 92% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy