Zgodnie z założeniami do projektu budżetu na 2012 r. na koniec przyszłego roku stopa bezrobocia ma wynieść 10 proc. Aby tak się stało, licząc od dziś, zatrudnienie musiałoby znaleźć ok. 500 tys. osób.
To mniej więcej tyle, ile według prognoz w ciągu kilku lat wyjedzie do pracy w Niemczech. Dlatego kolejna fala emigracji zarobkowej może, jeśli będzie wystarczająco liczna, przynajmniej czasowo zredukować wysoki poziom bezrobocia, podobnie jak to miało miejsce w latach 2005 – 2008.
Można odnieść wrażenie, że właśnie na to liczył rząd, redukując tegoroczne wydatki z Funduszu Pracy. Tyle tylko, że walka z bezrobociem poprzez działania stymulujące emigrację nosi znamiona sabotażu. Potrzebujemy rozwiązań zmierzających do poprawy warunków tworzenia miejsc pracy w kraju, a marginalizowanie roli Funduszu Pracy jest sprzeczne z tym postulatem.
Stopa bezrobocia w Niemczech jest najniższa od 1991 r. i wyniosła w kwietniu 7,1 proc. Dzieje się tak, gdyż łapiąca drugi oddech gospodarka tego kraju potrzebuje rąk do pracy.
Mylące są jednak stwierdzenia, iż w Niemczech ogólnie brakuje pracowników – ich deficyt odczuwalny jest tylko w pewnych sektorach oraz zawodach nisko płatnych i pozbawionych prestiżu społecznego.