NBP przedstawił wczoraj szykowany od maja 2007 roku raport o kosztach i korzyściach wynikających z przyjęcia wspólnej waluty. Zdaniem jego autorów będzie to korzystne dla Polski, ale czasy kryzysu nie sprzyjają szybkiej decyzji. Dlatego postulują, by wejście do eurolandu opóźnić o kilka lat.
Publikacja raportu banku centralnego zbiegła się z kolejną falą osłabienia złotego. Polska waluta straciła wobec euro prawie 5 proc. wartości. Wspólna waluta kosztowała wczoraj 4,84 zł, a frank szwajcarski – 3,26 zł.
Spadki mogą jeszcze potrwać. Część bankierów szykuje już scenariusze z kursem 6 zł za euro. – Mocne osłabienie złotego jest pewne, zwłaszcza jeśli wejdzie w życie propozycja wicepremiera Waldemara Pawlaka unieważnienia opcji walutowych – mówi prezes jednego z pięciu największych banków w Polsce. Jego zdaniem taka ustawa sprowadziłaby kurs euro do 5,50 zł.
To właśnie osłabienie złotego i olbrzymie wahania jego kursu spowodowały, że NBP jest niechętny szybkiemu przyjęciu wspólnej waluty. – Uważamy, że rok 2009 nie jest dobrym okresem na wprowadzenie Polski do ERM2 – mówił wczoraj Witold Koziński, wiceprezes NBP. Kurs każdej waluty, zanim zostanie zastąpiona euro, nie może przez dwa lata wahać się o więcej niż 15 proc.
Rząd na razie nie zmienia harmonogramu wstąpienia do strefy euro w 2012 roku. – Powinniśmy dalej przygotowywać się do przyjęcia wspólnej waluty. Obecnie realizujemy plan przystąpienia do ERM2 wiosną – mówił wczoraj Ludwik Kotecki, pełnomocnik rządu ds. wprowadzenia euro. Przyjęcie rekomendacji NBP oznaczałoby, że wspólna waluta pojawi się u nas najwcześniej w 2014 – 2015 roku.