Proces za treść podręcznika do HiT: Słowa o in vitro nie musiały paść wprost

Sąd rozstrzygnie, czy mimo że w kontrowersyjnym podręczniku HiT słowa o in vitro w kontekście „hodowli” ludzi nie padają wprost, jego autor odpowie za naruszenie dóbr osobistych.

Aktualizacja: 20.11.2023 06:16 Publikacja: 17.11.2023 16:50

Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika do przedmiotu HiT

Prof. Wojciech Roszkowski, autor podręcznika do przedmiotu HiT

Foto: PAP/Leszek Szymański

Proces, który prof. Wojciechowi Roszkowskiemu i wydawnictwu Biały Kruk wytoczył ojciec dziecka poczętego metodą in vitro, rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Kamil Mieszczankowski – zarówno w imieniu swoim, jak i swojej żony oraz córki – domaga się przeprosin i zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Druga strona podnosi jednak argumenty, że w tekście nie padają słowa bezpośrednio wskazujące na in vitro, a w Polsce nie można pozwać za to, czego ktoś nie napisał ani nie powiedział. Zaś sam pozew opiera się o „błędną interpretację, a w zasadzie nadinterpretację”.

„Swoboda ekspresji czy poglądów” to nie wymówka

Zdaniem adw. Agnieszki Wernik, ekspertki z zakresu ochrony dóbr osobistych fakt, że w wypowiedzi nie wskazano imiennie na jej adresatów, nie może mieć w tej sprawie znaczenia. - Podana jest bowiem w sposób dorozumiany cecha definiująca grupę, której dotyczy, tj. poczęcie w drodze procedury in vitro. Chociaż w samej treści wypowiedzi termin „in vitro” nie pada, to jednak z jej kontekstu obiektywnie wynika, że dotyczy przede wszystkim osób poczętych tą drogą – tłumaczy.

W opinii prawniczki każda osoba należąca do tej grupy powinna mieć możliwość dochodzenia ochrony swoich dóbr osobistych, które – jak wskazuje – naruszone mogły zostać wypowiedzią, niedającą się łatwo usprawiedliwić „swobodą ekspresji czy poglądów”. - Tylko takie stanowisko zapewni poszanowanie wartości kluczowych, takich jak godność człowieka, czy zakaz dyskryminacji – ocenia.

Kamil Mieszczankowski podnosił też przed sądem, że sam padł ofiarą internetowego hejtu i krytycznych komentarzy, w których m.in. podważano jego prawo do bycia rodzicem. Jak ocenia Agnieszka Wernik, ewentualne negatywne wpisy mogą zobrazować skalę naruszenia dóbr osobistych danej osoby i skalę doznanej przez nią krzywdy, a w konsekwencji – przełożyć się na wysokość żądanego zadośćuczynienia.

Prawo nie chroni mniejszości

Magdalena Maruszczak – radca prawny i prezes zarządu FORIGI sp. z o.o zajmującego się m.in. walką z hejtem – przypomina jednak, że to nie autorzy komentarzy są stroną toczącego się postępowania. Za sprawców naruszenia dóbr osobistych nie mogą zostać uznani „szeroko pojęci i niezindywidualizowani użytkownicy Internetu, którzy wyrażają negatywne opinie dotyczące metody in vitro, często nawet mające znamiona hejtu czy mowy nienawiści”.

- Treść wypowiedzi, która wymierzona jest w całą grupę lub społeczność, bez konkretnego zindywidualizowania, jest trudna do ocenienia i problematyczna w świetle orzecznictwa sądów polskich oraz przepisów krajowych – przyznaje.

Radca prawny argumentuje, że - mimo iż sporne fragmenty książki w ocenie społecznej mogą być odebrane jako stygmatyzacja, słowa oburzające czy nieakceptowane – niekoniecznie będzie miało to przełożenie na przebieg procesu. Ekspertka wskazuje, że „w postępowaniu może nie być wystarczające powołanie się na bliżej niesprecyzowane i możliwe naruszenie dóbr osobistych”, takich jak poczucie dyskomfortu czy negatywne przeżycia psychiczne.

Czytaj więcej

Proces za słowa o in vitro w podręczniku do HiT. Autor nie przyszedł

- Dla powstania roszczeń konieczny jest skutek działania w postaci naruszenia jednego z dóbr osobistych – tłumaczy Magdalena Maruszczak.   - Twierdzenia, że ten fragment podręcznika mógłby w przyszłości wpłynąć na dobrostan dziecka mają charakter czysto hipotetyczny na gruncie rozważań prawnych, choć oczywiście z punktu widzenia psychologicznego jest to możliwe – wskazuje.

Zdaniem ekspertki sprawa HiT-u pokazuje jednak szerszy problem polskiego prawodawstwa, czyli „brak realnej ochrony prawnej przed tematami stygmatyzującymi określone środowiska, grupy społeczne lub procedury, np. społeczność LGBT, procedurę aborcyjną czy in-vitro”.

Spór sędziego z telewizją bez znaczenia

Proces w sprawie HiT-u prowadzi sędzia Waldemar Żurek, znany z krytyki wprowadzonej przez Zjednoczoną Prawicę reformy sądownictwa. Wniosek o wyłączenie go został odrzucony już w ubiegłym roku, jednak w trakcie rozprawy ponowił go drugi z pełnomocników prof. Roszkowskiego. Adw. Artur Wdowczyk argumentował, że podstawą do tego jest fakt, iż wcześniej był on pełnomocnikiem strony w przegranym przez Żurka procesie przeciwko „Wiadomościom” TVP. Chciał też, by sędzia ze sprawy HiT-u wyłączył się sam, bo dzięki temu podejście sądu będzie – jego zdaniem – prawdziwie bezstronne i pozbawione wątpliwości.

Jak zauważa radca prawny Michał Sobierajski z kancelarii Goldwin Wesołowski i wspólnicy S.K.A., zgodnie z kodeksem postępowania cywilnego sędzia może zostać wyłączony z danej sprawy, jeśli istnieje uzasadniona wątpliwość, co do jego bezstronności; katalog ten pozostał otwarty, bo nie da się przewidzieć wszelkich możliwych sytuacji. Ekspert przypomina jednak, że nawet Sąd Najwyższy zwracał uwagę na konieczność wskazania w takich przypadkach konkretnych faktów, a nie tylko punktu widzenia jednej strony.

- W mojej ocenie sam fakt reprezentacji przez pełnomocnika strony w sporze z sędzią nie jest wystarczający dla uzasadnienia wyłączenia sędziego; powodowałby przecież konieczność wyłączania sędziego z rozpoznawania wszystkich spraw z udziałem pełnomocnika – mówi Michał Sobierajski.

Jednak zastrzega, że sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby w toku procesu, którego stroną był sędzia „doszło do wyraźnych przejawów emocjonalnego stosunku tego sędziego do pełnomocnika”. - W takim przypadku podstawą wyłączenia byłyby takie właśnie zachowania, a nie sam fakt prowadzenia sprawy przez pełnomocnika – wskazuje ekspert.

Ostatecznie jednak może okazać się, że sędzia Żurek i tak nie wyda wyroku w tej sprawie. Podczas rozprawy przypomniał bowiem stronom, że sąd nieprawomocnym wyrokiem przywrócił go do pracy w jego poprzednim wydziale, a sprawa zostanie teraz rozpoznana przez Sąd Apelacyjny w Katowicach.

Sądzić mógłby rodzic dziecka z in vitro

Co w sytuacji, kiedy sprawę HiT-u rozpoznawałby sędzia sam będący rodzicem dziecka poczętego metodą in vitro? Michał Sobierajski przypomina, że podobny problem również analizowany był przez SN na gruncie kredytów frankowych; uznał on jednak, że od sędziego należy wymagać obiektywizmu i neutralności niezależnie od przynależności do określonej grupy społecznej. Sędzia nie może być też z automatu wykluczony tylko dlatego, że zalazł się w sytuacji takiej samej, lub podobnej do strony postępowania.

- Idąc tym tokiem rozumowania, sam fakt, że sędzia byłby rodzicem dziecka urodzonego w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego (in vitro), nie byłby dostateczną podstawą do jego wyłączenia – konkluduje radca prawny.

W spornym fragmencie pierwszego wydania podręcznika HiT prof. Wojciech Roszkowski pisał m.in. o „rozkładzie” instytucji rodziny, który doprowadzić miał do przywodzenia na świat dzieci w laboratorium. Sferę płodności określał w tym kontekście jako obszar „produkcji ludzi”, a nawet ich „hodowli”. Jego zdaniem skłania to do pytania, „kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci”, zaś brak miłości rodzicielskiej określał jako przyczynę „wszystkich prawie wynaturzeń natury ludzkiej”. Zdaniem Kamila Mieszczankowskiego dopuszczenie, by treści te trafiały do kolejnych roczników nastolatków, będzie miało w przyszłości negatywny wpływ na jego poczęte w wyniku in vitro dziecko. Jego zdaniem publiczne wypowiedzi prof. Roszkowskiego jednoznacznie wskazują, że to właśnie tę metodę opisał on w swojej książce. Pełnomocnik profesora nie zgadza się z tymi argumentami i wskazuje, że nie można pozwać kogoś za to, czego nie napisał.

Proces, który prof. Wojciechowi Roszkowskiemu i wydawnictwu Biały Kruk wytoczył ojciec dziecka poczętego metodą in vitro, rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Krakowie. Kamil Mieszczankowski – zarówno w imieniu swoim, jak i swojej żony oraz córki – domaga się przeprosin i zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych. Druga strona podnosi jednak argumenty, że w tekście nie padają słowa bezpośrednio wskazujące na in vitro, a w Polsce nie można pozwać za to, czego ktoś nie napisał ani nie powiedział. Zaś sam pozew opiera się o „błędną interpretację, a w zasadzie nadinterpretację”.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Podatki
Nierealna darowizna nie uwolni od drakońskiego podatku. Jest wyrok NSA
Samorząd
Lekcje religii po nowemu. Projekt MEiN pozwoli zaoszczędzić na katechetach
Prawnicy
Bodnar: polecenie w sprawie 144 prokuratorów nie zostało wykonane
Cudzoziemcy
Rząd wprowadza nowe obowiązki dla uchodźców z Ukrainy
Konsumenci
Jest pierwszy wyrok ws. frankowiczów po głośnej uchwale Sądu Najwyższego
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił