Tak rozstrzygnął w czwartek Sąd Najwyższy.
Robertowi Kamińskiemu, początkującemu pisarzowi, sprawę wytoczyła trójka bohaterów jego drugiej książki „Fatamrugana". Autor nie wymienił ich z nazwiska, nie podał miejsca ich zatrudnienia (klub studencki w miasteczku uniwersyteckim) ani nazwy miasta, w którym był kilka lat portierem, choć skończył historię i filozofię. Napisał za to, że rosną tam sosny i jest kamień poświęcony młodo zmarłej ikonie polskiej piosenki. Opisy powodów: szefa klubu i dwóch kobiet w nim zatrudnionych, były dla nich tak przykre, że sędzia referująca sprawę je pomijała. Dotyczyły prywatności i atmosfery pracy w klubie, którą autor nazwał „nicnierobieniem", prócz opijania podwyżek i awansów.
Książka rozeszła się w kilkuset egzemplarzach. Sądy dwóch instancji uznały, że można się zorientować, o kogo w niej chodzi, i zasądziły przeprosiny w formie listu do powodów oraz zadośćuczynienie od 3 do 7 tys. zł, ale też zakazały wznawiania książki.
Autor odwołał się do SN, podkreślając, że książkowe opisy należy traktować jako fikcję, trzeba też wyjątkowego wysiłku, aby rozpoznać bohaterów. Poza tym zastosował formę groteski. Nie przekonał SN.
– Jeśli utwór jest fikcją, to nie powinien dotyczyć prawdziwych osób, które można bez trudu rozpoznać – wskazała w uzasadnieniu sędzia SN Anna Kozłowska. – Takie działanie jest bezprawne i bezprawności nie znosi forma satyryczna czy groteski. Pozwala autorowi na więcej, ale nie na ośmieszanie opisywanych osób i na ich deprecjonowanie.