Z takim żądaniem wystąpił Stanisław W., prezes Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej, ksiądz katolicki, który w tej tragedii stracił czworo członków najbliższej rodziny.
Chodziło o książkę „Przerwane życiorysy" Alicji Maciejowskiej, będącą zbiorem wspomnień o ofiarach obławy augustowskiej, w której autorka zamieściła własne uwagi – dwa zdania jako komentarz do noty o rodzinie W. Podała w wątpliwość pełną wiarygodność wspominających. Dodajmy, że nie chodziło o nic wstydliwego, przeciwnie, raczej większe partyzanckie zaangażowanie tej rodziny. Dziennikarka jest zasłużona na tej niwie, gdyż w latach 80. ubiegłego wieku nagrywała relacje bliskich ofiar.
Oto te zdania: „Niektóre fakty są wyjawiane szeptem, w strachu przed autorytetem rodzinnym – synem i bratem ofiar obławy, księdzem, który pod koniec lat 80., gdy zbieraliśmy informacje o zaginionych, nie pozwalał rodzeństwu niczego opowiadać" i drugie: „Tak brzmi wersja rodzinna, obawiam się, że ocenzurowana przez wspomniany autorytet domowy".
Sądy niższych instancji (w Białymstoku) nakazały dziennikarce przeprosiny powoda w prasie, wskazując, że nie udowodniła, by Stanisław W. wpływał na krewnych. W piątek Sąd Najwyższy zmienił wyrok i pozew zupełnie oddalił.
– Oceniając publikację dóbr osobistych, musimy brać pod uwagę typowy stopień wrażliwości – wskazała sędzia Sądu Najwyższego Anna Owczarek. – Autor publikacji, zwłaszcza tak cennej, bo cytującej stare, a tym samym najciekawsze i najważniejsze wspomnienia, ma nie tylko prawo, ale obowiązek oceniać wiarygodność podawanych źródeł oraz ma prawo do własnych ocen. Była to sumienna i rzetelna praca – zakończyła sędzia.