Sąd Najwyższy, rozstrzygając pytanie prawne, odpowiedział w sposób salomonowy. Mimo że prawo do oddychania czystym powietrzem nie jest dobrem osobistym, wcale nie zamyka to drogi pokrzywdzonego do sądu. Można to zrobić, powołując się na takie dobra jak prawo do zdrowia, wolności czy nawet prywatności. Inaczej mówiąc, jeżeli wykaże się przyczynę i skutek, np. wpływ truciciela na stan zdrowia, dochodzenie roszczeń jest jak najbardziej uzasadnione.
Taka postawa Sądu Najwyższego pewnie oburzy bezkompromisowych ekologów. Jednak samo podkreślenie wagi tej kwestii oraz otwartości drogi sądowej w przypadku wystąpienia szkód jest jasnym sygnałem, w jakim kierunku będzie zmierzać orzecznictwo polskich sądów. Ich wrażliwość na problemy związane z ochroną środowiska będzie rosła. To wydaje się przesądzone,
choć SN wskazał inną drogę, niż oczekiwano.
Nie ma bowiem najmniejszych wątpliwości, że liczba ekologicznych pozwów i wyroków będzie się zwiększać w najbliższych latach. To konsekwencja rosnącej świadomości ekologicznej Polaków, promocji zdrowego stylu życia itp. Ekologia odgrywa też coraz większą rolę
w gospodarce, gdzie kwestie ograniczeń emisyjnych też będą rozstrzygane na drodze sądowej, wymuszając ekozmiany. Spór o kopalnię węgla brunatnego w Turowie, rządowe negocjacje w sprawie wygaszania kopalń węgla kamiennego, priorytety europejskiego planu odbudowy, za którym idą miliardy euro dla państw, wskazują jednoznacznie, dokąd zmierzamy.
Sądy będą w tym przypadku pełnić istotną funkcję stabilizacyjną. Tak, aby idea ekologii „za wszelką cenę", nie przekreśliła terminu „sprawiedliwej transformacji". Jak pokazuje ostatni przykład Turowa, stoją za tym realne problemy związane z ryzykiem upadku społeczno-gospodarczego całego regionu. To sytuacja nieakceptowalna, która może obrócić się zarówno przeciwko państwu, jak i samym ekologom.