Choć szczepionki przeciw grypie na ten sezon można kupić dopiero od kilku dni, w aptekach już ich brakuje. Farmaceuta Kamil Furtak z Wrocławia usłyszał w hurtowni, że limit na aptekę to jedna szczepionka dziennie. Podobnie jest w Warszawie, Katowicach czy Pleszewie.
W czwartek minister zdrowia Adam Niedzielski zapewnił, że resort „ma potwierdzoną gotowość dostaw 1,8 mln szczepionek i szansę na kolejne 200 tys., co razem daje 2 mln". To zdaniem ekspertów w czasach Covid-19 może być zdecydowanie za mało. Bo Polacy zrozumieli, że przed drugą falą koronawirusa warto się zaszczepić, zwłaszcza że nałoży się z sezonem grypy.
Tyle że, jak przyznaje Dominika Walczak, rzeczniczka Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, „zamówienie na tegoroczne szczepionki było realizowane przed wybuchem pandemii Covid-19, a zainteresowanie szczepieniami może w tym roku być wyższe". Na większe zamówienia praktycznie nie ma szans.
Jak tłumaczy Jerzy Przystajko, farmaceuta, trudno się spodziewać, że firmy farmaceutyczne „rzucą" na Polskę większą niż dotychczas liczbę szczepionek, skoro wyszczepialność w naszym kraju ledwo dochodziła do 4 proc., a część szczepionek zostawała w aptekach. – A produkcja szczepionki nie jest prosta i nie można jej zwiększyć ot tak, bez wcześniejszego zaplanowania – zastrzega mgr Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
Tymczasem w połowie sierpnia ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński zapowiedział, że resort zapewni darmowe szczepionki przeciwko grypie dla wszystkich uczestniczących w udzielaniu świadczeń zdrowotnych na NFZ (jest ich ok. 0,5 mln). Dziś jednak medycy odbijają się od aptecznego okienka tak jak zwykli pacjenci. – Wypisałam receptę na szczepionkę, ale okazało się, że muszę czekać w kolejce, a apteka nie gwarantuje, że preparat dotrze pod koniec września – mówi anestezjolożka z dużego warszawskiego szpitala.