Komisja Europejska spodziewa się, że w tym roku obniżymy deficyt sektora finansów publicznych do 3,4 proc. PKB. Tymczasem traktat z Maastricht wymaga od nas nie więcej niż 3 proc. – Deficyt może wynieść więcej niż 3,5 proc. PKB i wcale nie jest powiedziane, że Bruksela zdejmie z nas procedurę nadmiernego deficytu – ostrzega Mirosław Gronicki, były minister finansów. Ciąży ona na Polsce już od trzech lat i wynika z niej szereg ograniczeń.
Rząd nie może przyjmować projektów ustaw, które zmniejszyłyby dochody budżetu państwa czy samorządów lub zwiększały ich wydatki. A to wykluczałoby m.in. zapowiedziane przez premiera wydłużenie urlopów macierzyńskich czy wprowadzenie zasady kasowego rozliczania VAT dla małych firm. Nie byłoby ulg podatkowych dla przedsiębiorców, działań stymulujących rynek pracy czy obniżek podatków.
Obecnie zarówno premier Donald Tusk, jak i minister finansów Jacek Rostowski liczą na to, że Komisja potraktuje Polskę ulgowo i zamknie procedurę nadmiernego deficytu. Nawet jeśli nasz ubytek w kasie państwa będzie wyższy niż wymagany. Unijni urzędnicy, z którymi rozmawiała „Rz", mówią jednak, że granica tolerancji KE, jeśli chodzi o przestrzeganie limitów, zależy od indywidualnej oceny każdego z krajów. – Ale zasada jest taka, że 3 proc. to 3 proc. – mówi nam osoba z Rady UE oceniającej deficyt.
3 procent
to dopuszczalny poziom deficytu finansów publicznych