– Przy użyciu dzisiejszych technik słowo „niepasteryzowane” nie musi oznaczać naturalności piwa – mówi Marek Jakubiak, właściciel browarów z Ciechanowa i Lwówka. Zaapelował więc do innych regionalnych browarów o zastąpienia tego określenia słowem „nieutrwalone”.
O co chodzi? – Pasteryzacja jest procesem, w którym za pomocą temperatury pozbywamy się z piwa drożdży, witamin i mikroelementów, ale za to piwo dłużej nadaje się do spożycia
– wyjaśnia Irena Galicka, piwowar lwóweckiego browaru. – Ten sam efekt można uzyskać nie poprzez podgrzewanie, lecz bardzo dokładną filtrację. I mimo że takie piwo jest kompletnie wyjałowione, to można na jego etykiecie napisać, że jest niepasteryzowane. Tak właśnie robią niektóre browary przemysłowe.
– Bo co to za niepasteryzowane piwo, które ma trzymiesięczny termin ważności? – wtóruje jej Lucjan Jagiełło, założyciel Browaru Jagiełło z miejscowości Pokrówka pod Chełmem. – My, warząc piwo niepasteryzowane, ponosimy ogromne ryzyko, bo musi ono trafić do klienta w ciągu trzech tygodni od nalania (latem, gdy jest ciepło, w ciągu siedmiu dni). – Teraz duże browary mogą się podszywać pod nasze produkty – dodaje Marek Jakubiak. – Jeśli małe solidarnie zaczęłyby nazywać swoje piwa nieutrwalonymi, ten problem by zniknął.
Na razie Browar Jagiełło nie zadeklarował, że będzie w ten sposób odróżniać swoje piwa od tych koncernowych. Podobnie inny mały browar z podwarszawskiego Konstancina. – Podoba nam się apel Browaru Ciechan. Jednak konsumenci w Polsce dopiero zaczynają doceniać piwa niepasteryzowane i nie wiem, czy nie za wcześnie na wprowadzanie takiej zmiany