Z afgańskiej stolicy ewakuowano ponad 110 tys. osób, choć eksperci szacowali, że uprawnionych do wyjazdu było dwa i pół razy więcej. W niedzielę koło lotniska znów słychać było eksplozje, które wywołały panikę z powodu wcześniejszych ostrzeżeń o atakach terrorystycznych.

Armia USA poinformowała, że rakieta z drona trafiła w samochód naładowany materiałem wybuchowym, prowadzony przez zamachowca samobójcę. Do drugiej eksplozji doszło w budynku mieszkalnym, trafionym nie wiadomo czyją rakietą, miejscowi twierdzą, że był to skutek amerykańskiego ataku, a jego ofiarami są trzy rodziny.

Wraz z zakończeniem ewakuacji miejsce USA próbuje zająć Francja, prezydent Emmanuel Macron proponuje kontynuowanie ewakuacji poprzez Katar.

– Talibowie nie mogą sobie pozwolić na działania prowadzące do całkowitego zerwania z Zachodem, (choć) jakakolwiek współpraca Waszyngtonu z nimi jest niemożliwa. Przynajmniej w najbliższym okresie – mówi „Rzeczpospolitej" politolog z Libanu Nadim Shehadi.