Od ponad ćwierć wieku był pan związany z reżimem Aleksandra Łukaszenki, najpierw jako wieloletni dyplomata (ambasador m.in. w Polsce i Francji), później jako minister kultury, a do niedawna jako dyrektor Narodowego Teatru Akademickiego im. Janki Kupały. Jednak po szóstej „wygranej" Łukaszenki stanął pan po stronie protestujących rodaków, potępiając brutalne działania milicji. To odważny krok.
Żaden człowiek nie może pozostawać obojętny wobec wydarzeń, które mają miejsce na Białorusi. Będąc dyplomatą, prawnikiem i obywatelem, nie mogę zaakceptować tego gwałtu, którego doświadczyło wielu Białorusinów. To sprawiło, że zabrałem publicznie głos w tej sprawie. Przed tym wielokrotnie rozmawialiśmy o tej sytuacji w teatrze, w ubiegłym tygodniu odbyło się nawet wspólne spotkanie z inicjatywy artystów. Podczas tego spotkania artyści i pracownicy teatru bardzo stanowczo stwierdzili, że będąc instytucją kultury, nie możemy nie zareagować, nie potępić takich działań i nie zabrać głosu. To odpowiadało moim zasadom moralnym, nie mogłem nie wesprzeć zespołu teatru. Mam poglądy i duszę „kupałowcy" [Janka Kupała (Iwan Łucewicz) to działacz narodowy i wybitny białoruski poeta, zginął w dziwnych okolicznościach w Moskwie w 1942 roku – przyp. red.]. Zasady humanizmu są dla nas najważniejsze. Omawialiśmy podczas tego spotkania wybory prezydenckie na Białorusi, zespół teatru ocenił je skrajnie negatywnie i stwierdził, że konieczne jest nieuznawanie wyników tych wyborów. Postanowiliśmy więc ogłosić strajk i dołączyć do pokojowych protestów. Gdy zobaczyłem w Telegramie (popularny na Białorusi komunikator) zdjęcia pobitych i torturowanych ludzi, byłem wstrząśnięty. Powiedziałem swojej mamie, że nie mogę na to się zgodzić i jako obywatel muszę zareagować. Nie mogę pogodzić się z tym, gdy Białorusini w mundurze biją innych zwykłych Białorusinów.